środa, 6 sierpnia 2014

EPILOG

HARRY
- Co chce mi pan przez to powiedzieć! - krzyknąłem już lekko poddenerwowany idąc za nim kiedy pchał łóżko, na którym leżała nieprzytomna.
- To, że są już to miejmy nadzieję ostatnie tak poważne badania w jej kierunku. Jeśli jej stan się nie pogorszy niedługo się obudzi. - uśmiechnąłe się do mnie pocieszająco, a ja stanąłem jak wryty i patrzyłem jak wiozą ją do sali badań.  
Czy to ozanaczało, że po tych dwóch latach zobaczę ją uśmiechniętą i przytomną?
Czy to oznacza, że to koniec siedzenia w tym szpitalu i patrzenia na nią cały czas trwającą w śpiącce?
Tak i tak.
Czyli oznacza to, że wciąż będę musiał ukrywać przed nią prawdę?
Choćby nie wiem co nie dowie się o niej nigdy, a przynajmniej nie ode mnie, anie nie od Zayna (który po kilku procesach trafił do więzienia na bardzo długi okres czasu).
Będę ją kochał i opiekował się nią do konńca moich dni, a nasze dziecie będą tylko potwierdzeniem naszej miłości.
4 dni później
- Harry? - obudziłem się gdy usłyszałe ten delikatny głos wypowiedziany w moim kierunku.
- Rose - szepnąłem i przytuliłem ją do siebie.
Łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach, ale nie przejmowałem się tym. Moja mała księżniczka obudziła się wreszcie po całych dwóch latach. Nigdy w życiu nie pozwole jej uciekać ode mnie, nigdy w życiu nie dam jej do tego powodów. 
- Co...co ty tu robis? - spojrzałem w jej pełne zdziwienia oczy.
- Jak to co, czekam na ciebie od dwóch lat. - uśmiechnąłem sie lekko trzymając ja za rękę.
- Ale...ale, ale co z Seanem i Bellą, co z moją wyprowadzką do Paryża, co z tamtym życiem?  - spojrzała na mnie.
- Ja, ja nie wiem, leżałaś tu przez cały czas. - wzruszyłem zdziwiony ramionami. - nigdzie nie uciekałąś śpiąc - zaśmiałem się co ona zrobiła również.
- Ale, ale...
- Ja pójdę po lekaża. - musnąłem jej usta i wyszedłem z sali...
8 lat później
- Mamo, mamusiu! - usłyszałam głos 6 letniej Belli.
- Co się stało? - spojrzałam na nią wstając z kolan mojego męża.
- Bo Sean nie chce oddać mi laptopa, przecież teraz moja kolej! - pisnęła zdenerwowana.
- Harry. - szepnęłam mu na ucho. - Zrób coś, błagam.
- CHodź kochanie, dostaniesz lepszego. - wziął ją na ręce i poszedł do swojego gabinetu, z którego chwilę potem wyszła pomału dziewczynka z jego laptopem w rękach.
- Patrz głąbie ja też mam i to ten lepszy! - krzyknęła śmiejąc się ze swojego brata bliźniaka( 6 lat), który zbiegł zdenerwowany ze schodów.
- Bella wyrażaj się. - pogroziłam jej palcem, mruknęła tyko ""przepraszam" i usiadła przy nas na fotelu z laptopem na kolanach.
- Tato, a mi nigdy nie pozwalasz z niego korzystać! - tupnął nogą.
- A kiedy tata każe oddać laptopa ty też nie oddajesz, jeteśmy kfita mały. - mrugnął do niego i zaczął gilgotać trzymając na kolanach. Nagle nie wiadomo skąd koło nich znalazła się dziewczynka, która równiez przyłączyłączyła się do zabawy. Kręcąc głową poszłam do kuchni, którą od salonu oddzielała duża wyspa kuchenna i stół stojący jakiś metr od niej. Oparłam się o nią nalewając wody do szklanki. 
Nigdy nie pomyślałabym, że w życiu spotka mnie takie szczęście. Mam dopiero 26 lat i męża dwójkę wspaniałych dzieci. Z moją siostrą nie kłócimy się tak jak kiedyś...ale to już wiadome wydoroślałyśmy. Rodzice się pogodzili. Dlaczego sprawa z Seanem, Bellą i Paryżem nie była prawdą...to było po prostu sen na jawie. Swoje skarby nazwałam tak, ponieważ bardzo pokochałam tych dwóch pajaców z Paryża. Wiem, wiem oni nie istnieja pewnie, właśnie dlatego tak nazywają się nasze dzieci. Wszystko się wyjaśniło i jest wspanie jak jeszcze nigdy. Kiedy tak spojrzałam na trójkę wygupiającą na kanapie uśmiechnełam się delikatnie, poszłam do salonu i krzyknęłam.
- Koniec tych śmiechów idziemy na lody! - klasnęłam w ręcę i poszłam po swoją torbę. Usłyszałam jeszcze z dołu piski zadowolonych dzieci, kiedy zeszłam na dół czekali już na mnie gotowi do wyjścia. Musnęłam usta Harrego i złapałam Seana i Bellę za ręce...krótko mówiąc stanęłam pomiędzy nimi, wiedząc że w drodze do kawiarni będzie jeszcze dużo kłótni...no cóż dzieci dorastają tak jak każdy z nas....
- Ej, a ja kogo mam się złapać?! - zapytał smutny Harry, dzici się tylko zaśmiały, a syn podał mu rękę by złapał za nią.
- No to idziemy rodzinko. - zachichotałam i wyszliśmy z domu.
_____________________________________________________
No, no, no takiego obrotu sprawy nawet ja się nie spodziewałam...wiem szybko skończyłam tego bloga i przepraszam was za to ogromnie, takie zakonczenie miały być, ale zupełnie później...ale pomyślałam, że jest to jedyny moment na skończenie tego i pokazania wam że wszystko było dobrze i że było to tylko sen na jawie :D 
Bardzo dziękuję za wyświetlenia i za te kilka komentarzy, które naprwadę mi pomagały. Kocham was najmocniej na świecie, i się z wami żegnam, papa <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz