poniedziałek, 21 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 2, CZĘŚĆ 2

Każdy dzień wyglądał tak samo, teraz pakuję się bo za 1,5 godziny muszę wyjść aby zdążyć na samolot, który zawiezie mnie do Londynu. Wreszcie zobaczę mamę, tak strasznie za nią tęsknię. A co do prezentów... kupiłam jej bilet na krótkie wakacje w Hiszpanii i jakieś drobiazgi. Ten odpoczynek należy jej się za to co do tej pory przeszła. Tata niestety do niej nie wrócił, o ile mi wiadomo wzięli rozwód i nie mają już ze sobą kontaktu. Ash podobno strasznie się zmieniła, nie wiem jak dokładnie, ale wiem do czego jest zdolna i boje się trochę, a jeśli o niej mowa, nie kupowałam jej nic, po prostu dam jej pieniądze, wiem poszłam na łatwiznę, ale na prawdę nie wiedziałam co jej kupić. Kiedy kończyłam już pakowanie usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Wejść! - krzyknęłam nie zwracając wielkiej uwagi kto wchodzi do środka.
- Siema Rose! - usłyszałam krzyk moich przyjaciół.
- Hejka. - odpowiedziałam im odwracając się w ich stronę z uśmiechem na twarzy.
- Gotowa?
- Dajcie mi 5 minut. - powiedziałam i pobiegłam do łazienki, z której wzięłam kosmetyczkę i wróciłam  z powrotem do salonu. - Już
- Za ile wychodzisz to odwieziemy cię? - zapytała Bella.
- Za...godzinę. - oznajmiłam spoglądając na zegarek.
- To co robimy? - zapytał Sean.
- Możemy pogadać. - zaproponowałam, a on tylko ziewnął teatralnie na co razem z dziewczyną zaśmiałyśmy się.
- Co dziewczyny widzą w tym takiego ciekawego?
- Nie wiem, jak chcecie możemy wyjechać wcześniej i pójdziemy do kawiarni na lotnisku.
- Nie zły pomysł. - wzruszył ramionami i wziął moją walizkę i pokierował się w stronę drzwi wyjściowych.  Pokierowałyśmy się do przedpokoju, w którym się ubraliśmy, ja zamknęłam za sobą drzwi i wyszliśmy z bloku wchodząc do samochodu chłopaka.
- Na ile tam jedziesz?
- Myślę, że po świętach zostanę jeszcze na jakiś czas, może wrócę na sylwestra, dam wam jeszcze znać. - poinformowałam ich na co oni zrobili trochę smutne miny. - Co jest?
- Nic, po prostu będzie tu nudno bez ciebie. - powiedzieli robiąc smutne minki na co ja się zaśmiałam. - Nie śmiej się taka prawda. - czasami zastanawiam się jak to jest możliwe, że nie są rodzeństwem, jak robią i mówią wszystko to samo w tym samym czasie.
- Wiem, wiem, ale postaram się wrócić jak najszybciej. - powiedziałam, a oni uśmiechnęli się.
Reszta drogi przeminęła w bardzo przyjemnej atmosferze, śmialiśmy się, żartowaliśmy, śpiewaliśmy. Kiedy wyszliśmy z samochodu Sean wziął moją walizę, ZNOWU i wszyscy pokierowaliśmy się do kawiarni na lotnisku. Zamówiliśmy 3 małe kawy i dla każdego po kawałku ciasta. Niestety przyszedł czas żegnania się, jak ja tego nienawidzę.
- Będziemy do ciebie dzwonić. - powiedziała Bella.
- Ej, ale wiesz, że ja nie wyjeżdżam na zawsze tylko na najwięcej dwa tygodnie? - zapytałam upewniając się.
- Wiem, ale to wieczność! -pisnęła, a większość ludzi patrzyła na nią jak na debilkę, a ja wybuchłam głośnym i niepohamowanym śmiechem.
- Uważaj na nią. - powiedziałam tuląc się do chłopaka na co on kiwnął lekko głową i zaśmiał się cicho.
- Pasażerowie lotu 177 z Paryża do Londynu proszeni są pokierować się na odprawę, a następnie na pokład samolotu. - powiedział głos wydobywający się z głośników.
- Muszę iść. - przytuliłam się do nich szybko i poszłam na odprawę. Minęła bardzo szybko, bo nie było zbyt dużo osób.  Po tym jak weszłam na pokład, samolot po krótkim czasie wystartował. Kiedy wzbił się wysoko można było odpiąć pasy, czego ja nie zrobiłam, ponieważ tak czułam się bezpieczniej. Lot miał trwać około 3 godzin, a ja jak zawsze nie wiedziałam co mam robić. Po dość długim zastanowieniu wyciągnęłam ze swojej torebki słuchawki i książkę. Po jakimś czasie urwał mi się film, taaa, po prostu zasnęłam. Obudził mnie damski głos.
- Proszę pani, niech pani się obudzi, wylądowaliśmy jakieś 10 minut temu. - powiedziała łagodnym głosem.
- Jejku, przepraszam. - odpowiedziałam na co ona tylko się zaśmiała i powiedziała krótkie "nie ma za co".
Wzięłam bagaże i wyszłam na parking. Rozglądałam się za nie dużym, ale równiez nie małym, czerwonym samochodem. Zadowolona popegłam tam kiedy go zobaczyłam i mocno przytuliłam się do mamy.
- Tęskniła. - szepnęłam i pocałowałam ją w policzek.
- Ja też, zmieniłaś się. - uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, raczej nie. A tak w ogóle to jak tam Ashley?
- Nawet nie pytaj, od twojej wyprowadzki i po tym kiedy dowiedziała sie o tym, że rozwodzę się z tatą strasznie się zmieniła i ona i jej styl, typowa buntowniczka, chodzi poubierana na czarno i wygląda strasznie, jest bardzo nie miła...a z resztą zobaczysz ją za jakieś 30 minut jeśli w ogóle będzie w domu. - westchnęła, zrobiło mi się jej trochę szkoda, bo w nikim nie ma teraz wsparcia, może rzeczywiście powinnam przyjeżdżać do niej wcześniej? Wsiadłam razem z moją mama do samochodu i pojechałyśmy do domu. W drodze zadzwoniłam do moich przyjaciół, że doleciałam i jadę już z mamą, pogadaliśmy chwilę, a później się rozłączyłam i wróciłam do rozmowy z mamą.
- Jak w szkole, pracy, w ogóle jak życie? - zadawała bardzo dużo pytań na co ja tylko chichotałam pod nosem.
- Dobrze, w szkole jest spoko, na pracę nie narzekam i idzie się jakoś utrzymać, a w Paryżu mam dwójkę przyjaciół Seana i Belle. - wytłumaczyłam na co się uśmiechnęła.
- To dobrze, ciesze się, że się usamodzielniłaś, tylko wciąż jestem na ciebie trochę zła, za to że nie chcesz dac mi swojego adresu, żebym nie wysyłała ci pieniędzy, a mi jest tak głupio, a tak pewni byłoby ci troszeczkę łatwiej. - powiedziała i zasmuciła się.
- Mamo, ale mi naprawdę nie sa one potrzebne, przecież ja mam pieniądzę i nawet ich nie wydaję przez cały miesiąc, bo nie mam na co, tym bardziej, że jestem sama i nie mam na co ich wydawać, także na biedę nie narzekam. - powiedziałam i uśmiechnęłam się żeby mi uwierzyła.
- Ale gdybyś miała te pieniądze, nie martwiłabyś się, ze na coś ci nie starczy.
- Ale ja się nie martwię, nic mi nie brakuję, a w razie czego mam przyjaciół, którzy mi pomogą, ale jeszcze nigdy ich o to nie prosiłam, bo nie było potrzeby.
- Tylko, że ja też teraz mam dużo pieniędzy, bo dostaję alimenty na Ash i jeszcze mam swoją pracę i na koniec miesiąca zostaje mi strasznie dużo pieniędzy, które mogłabym przelewać na ciebie. To podasz mi go, a ja obiecuję, że nikomu go nie podam i będę wysyłać tyle ile będziesz chciała. - powiedziała robiąc słodkie oczka i uśmiechając się szeroko.
- Ugh, no dobrze.
- Jest wreszcie udało mi się ciebie namówić! - zaczęła krzyczeć w samochodzie, a ja śmiałam się z niej, bardzo dawno jej nie widziałam i bardzo za nia tęskniła, ciesze się że przyjechałam tutaj.
- Mamo patrz na drogę, bo jeszcze spowodujesz wypadek. - ostrzegła.
- No tak żebym była na tyle głupia, że az własna córka musi mnie upominać. - zasmiała się.
Nim się obejrzałyśmy byłyśmy już na miejscu. Wyszłam z samochodu i z bagażnika wyciągnęłam swoją walizkę i razem z mama weszłyśmy do domu, w którym grała strasznie głośna i ciężka muzyka. Razem z mama  pokierowałyśmy się do salonu, gdzie siedziała moja siostra z kolegami i koleżankami, mieli irokezy...o boże to wyglądało strasznie. Nie poznawałam jej jak ona przez tak krótki czas mogła sie tak zmienić?
- Ashley mogłabyś przeprosić swoich kolegów żeby wyszli, bo mamy gościa. - powiedziała, ale było widac, że jest strasznie zmęczona ciągłym powtarzaniem jej tego, żeby była grzeczniejsza. Tak strasznie jest mi jej szkoda. A co jest najlepsze to jeszcze nie było wszystko.
- Spierdalaj ja tez mam gości, a ty mogłabyś zrobić coś do jedzenia, bo jesteśmy głodni, a ty zamiast siedzieć w kuchni, pojechałaś po nią nie wiadomo po co, także idź do kuchni. - po tym co usłyszałam byłam w szoku, jak można było się tak zachowywać i w tak krótkim czasie stracić szacunek do ludzi? Mama chyba też pierwszy raz usłyszała od niej takie słowa, bo ze łzami w oczach poszła do kuchni....teraz ja byłam strasznie wkurzona.
- Dobra impreza skończona, jesteście kurwa głodni to wypierdalać na miasto, a nie wykorzystywać moja mamę do wszystkiego, ręce wam kurwa do dupy przyrosły, czy jesteście tacy głupi, że nie potraficie sobie zrobić czegoś do jedzenia, jak można być tak pojebanym!!! - krzyknęłam i wyłączyłam muzykę.
- Zamknij się i idź pomóc mamie!!! - odkrzyknęła mi siostra, nie poznaje jej.
- Jesteś głodna to idź sama zrób sobie coś do jedzenia, ani ja, ani mama nie jesteśmy twoimi służącymi i nie będzie robić za ciebie rzeczy, które potrafi robić 5 letnie dziecko! A wy co się tak kurwa patrzycie, powiedziałam, wyjazd stąd, albo pożałujecie w ogóle, że kiedykolwiek tu przyszliście!  - krzyknęłam,a kiedy zobaczyłam, że się śmieją zdenerwowałam się jeszcze bardziej, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Po czym przyszłam z powrotem do salonu i ZNOWU krzyknęłam.
- Albo wyjdziecie stąd sami albo nie ręczę za siebie! - dalej stali...
Podeszłam do pierwszego, a było ich czterech i ciągnąc za koszulkę podeszłam do otwartych drzwi i kopiąc go w tyłek "wyrzuciłam" z domu. Tak samo zrobiłam z pozostałą czwórką, a kiedy skończyłam wyszłam na podwórko.
- Żebym was tu więcej nie widziała, bo zadzwonię na policję! - zamknęłam za soba drzwi i weszłam do salonu.
- A ty co kuźwa, jesteś z siebie dumna? Jesteś? Czy nie widzisz, że twoje zachowanie kurwa jest żałosne, że tym sposobem krzywdzisz mamę, która dla ciebie tyle zrobiła? Jesteś żałosna i chyba jakaś pojebana, bo jak można powiedzieć tak do matki i jeszcze się z tego śmiać?! Jak na razie dla mnie jesteś nikim! - krzyknęłam i poszłam do kuchni, w której siedziała zapłakana mama.
- Nie powinnaś tak do niej mówić.
- Powinnam, albo nie, może wreszcie zrozumiała. - wzruszyłam ramionami i ją przytuliłam.
Resztę dnia spędziłyśmy na oglądaniu horrorów, komedii i innych typów filmów. Moja siostra wróciła do domu koło 1 nad ranem, nawet nie wiem kiedy wyszła, ale to taki szczegół. Razem z mama poszłyśmy spać około 3 nad razem.




Następnego dnia wstała o 13 i nie zastanawiając się poszłam do łazienki i wzięłam długa kapiel, wczoraj się nie myłam, bo byłam za bardzo zmęczona. Po tym kiedy umyłam się łącznie z włosami wyszłam owinięta w sam ręcznik i stanęłam przed szafa zastanawiając się w co się ubrać. W końcu postawiłam na prosty zastaw. Zamykając się w pokoju, szybko się ubrałam i ponownie weszłam do łazienki, zostawiłam w niej ręcznik, włosy zostawiłam rozpuszczone i zrobiłam jak prawie zawsze lekki makijaż.Zeszłam na dół, a w jadalnie była już mama i czekała na mnie ze śniadaniem.
- Cześć. - powiedziałam i pocałowałam ja w policzek. - Skąd wiedziałaś, że zaraz zejdę?
- Hej, słyszałam jak się myłaś więc postanowiłam zrobić śniadanie, a że prawie nic nie ma w lodówce to stwierdziłam, że zrobię kanapki. - odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam sie do niej przyjaźnie.
- Moze pójdziemy dzisiaj na zakupy? - zapytałam.
- No dobrze, od razu zrobimy wstępne zakupy na święta. - powiedziała i posprzątałyśmy po naszym posiłku.
Trzeba było już zacząć pomału szykować jedzenie na święta, był już 19 grudnia, a niedługo przyjedzie rodzina więc trzeba być przygotowanym.
- Ja pójdę powiedzieć Ashley, że wychodzimy. - powiedziałam i pobiegłam na górę.
- My wychodzimy na zakupy, jakbyś mogła to ogarnij chociaż trochę salon, chodzi mi tutaj tylko o poodkurzanie. - powiedziałam trochę oschle w jej stronę. - Aha, bądź grzeczna na  świętach i ubierz się...w bardziej kolorowe ciuchy. - powiedziałam i zbiegłam na dół. - Możemy iść. - oznajmiłam mamie i szybko ubrałam buty i kurtkę. Wyszłyśmy zamykając za sobą dom, weszłyśmy do samochodu mamy kierując się do sklepu. Po krótkim czasie mama parkowała już pod budynkiem, następnie wyszłyśmy i weszłyśmy do sklepu. Chodziłyśmy z wózkiem między półkami i wrzucałyśmy do niego różnego rodzaju produkty spożywcze potrzebne nam na święta. W końcu podeszłyśmy do kasy, zapłaciłyśmy za wszystko i obładowane torbami weszłyśmy do samochodu, przedtem wkładając do bagażnika wszystkie zakupy i pojechałyśmy do domu.
_____________________________________________________
Hejka ludzie udało mi się dzisiaj rozdział dodac, jak wam się podobał? opinie piszcie w komentarzach" :) Nie jestem pewna kiedy dodam rozdział, bo teraz bedę szła do szkoły i nie będe miała zbyt czasu, ale postaram się, Kocham <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz