sobota, 24 maja 2014

ROZDZIAŁ 6, CZĘŚĆ 2

- Ha....har...ry...Harry? - w końcu udało mi się z siebie wydusić. Nie mogłam uwierzyć, że przede mną stał chłopak, którego kochałam i kocham dalej. - Co ty tu robisz? - zapytałam szepcząc.
- Jak widać stoję i...i chciałem porozmawiać. - powiedział cicho ze spuszczoną głową. Wyklądał tak bezbronnie niwiedząc co zrobić, ale postanowiłam być silna i zapytałam zszokowana.
- Porozmawiać? Teraz, po prawie 2 latach jeśli dobrze liczę? Nie chciałeś tracić czasu przy ciągłym siedzeniu przy moim łóżku szpitanym!? Nie obchodziło cię co się ze mną stało, co robię i czy w ogólę żyję! - krzyknęłam przez łzy.- Po prostu JA ciebie nie obchodziłam. - Tym razem ja spuściłam głowę. Poczułam dwa długie palce dotykające moją brodę i podnoszące moją głowę tak bym spojrzała w jego oczy.
- Obchodziłaś mnie przez cały czas, cały czas zastanawiałem się co się z tobą dzieję. Wiedziałem, że żyjesz znajomi mi mówili, że widzieli cię wiele razy na ulicy, a później słuch o tobie zaginął. Bałem się, że coś ci się znowu stało, ale wtedy Louis powiedział, że wyjechałąś do Paryża i że nic ci nie jest. Wiele razy żałowałem, że cię zostawiłem, ale później stwierdzałem, że tak będzie lepiej dla ciebie. Wiesz dlaczego? - zobaczyłam, że z jego oczu zaczynają wypływać łzy, dlatego pokiwałam przecząco głową na jego pytanie. - Bo cię wciąż kocham i nie mogę przestać! Nie wiem co ze mną zrobiłaś, ale nie potrafię o tobie zapomnieć, jesteś dla mnie wszystkim i to się nigdy nie zmieni! - powiedział wtulając
mnie w siebie i teraz razem płakaliśmy. Poczułam jego ciepłe usta dotykające mojego czoła. Tak bardzo mi ich brakowało, brakowało mi jego głosu, dotyku i całego jego. Również go kochałam i to potwornie.
- Chyba powinieneś już iść. - powiedziałam odrywając się od niego.
- Ale...
- Harry przepraszam, ale ja nie mam czasu. - spuściłam głowę, kolejne łzy spłynęły mi po policzkach. Odwróciłam się i weszłam do domu zamykając po cichu drzwi opierając się o
drzwi szlochając cicho. Sama nie wiem, dlaczego tak go potraktowałam, ale coś w środku mi mówiło, że nie powinnam tak szybko ulegać, że powinien zrozumieć swój błąd, ale prawda jest taka, że on później może nie wrócić.
                                                    HARRY
Kiedy powiedziała, że musi iść i że nie ruszyły ją moje słowa byłem załamany płacząc wszedłem do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi ze złości, spieprzyłem i to cholernie. Odjechałem z piskiem opon, ale uwarzałem na ulicy by nie spowodować żadnego wypadku. Kiedy zaparkowałem na podjeździe domu Lou, wszedłem szybko do środka i opowiedziałem mu wszystko, cały czas powtarzając mu, że to nie był dobry pomysł. Po mimo tego, że na dole miał rodzinę wysłuchał mnie i pocieszył. Byłem mu za to bardzo wdzięczny i cieszyłem się, że miałem takiego przyjaciela.
                                                    ROSE
Po tym kiedy się uspokoiłam poszłam do salonu i gdyby nigdy nic usiadłam na kanapie słuchając rozmów rodziny.
- Kto to był? - zapytała moja rodzicielka, kolejna łza spłynęła po policzku, ale szybko ja strałam zamykając oczy by nie wypłynęły kolejne. - Rose? - zapytała ponownie. Nie odpowiadając pobiegłam szybko na górę, zamykając za sobą drzwi na klucz od swojego pokoju. Położyłam się na łóżko i wtulając się w poduszkę nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziły mnie promienie zimowego słońca przedzierające się przez odsłonięte okna, ponieważ wczoraj zapomniałam zasłonić ich roletami. Rozciągając się zeszłam z łóżka ocierając moje policzki z zaschniętej już słonej cieczy. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jakieś stary komplet dresowy, wzięłam bieliznę i poszłam do łazienki. Wzięłam długą kąpiel i lekko odprężona wyszłam ubierając się szybko, włosy uczesałam w wysokiego i niedbałego koka. Nie robiłam makijażu. Zeszłam na dół, ale tam jeszcze nikogo nie było. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie lekkie śniadanie. Usiadłam na kanapie, włączyłam telewizor przełączając na kanał muzyczny.
_______________________________________________________
Heeeeeeej, przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale od pon - piątku nie miałam kiedy napisać. Jestem strasznie zmęczona i rozdział też jest krótki. Wieeeem ostatnio zwalam winę na wszystko tylko nie na mnie kiedy rozdziały są krótkie. No cóż ja po prostu nie mam ostatnio za wiele czasu. Ma nadzieję, że mi to wybaczycie i nie będziecie źli. Przepraszam za błędy, ale piszę ten rozdział na telefonie i jest bardzo ciężko więc WYBACZCIE!!! Nie wiem już co dalej pisać wiem żegam się z wami, papa, kocham was <3


niedziela, 18 maja 2014

POMOCY!!!

Siemka, mam dla was taką trochę, chyba mało ważną nowinę. Mam taki pomysł żeby zacząć pisać nowego bloga, oczywiście tego dokończę! Mam problem, bo nie wiem jakiego chłopaka z One Direction wziąć za głównego bohatera (główna bohaterka to Lily Collins) Chciałam was poprosić o to abyście w komentarzach pisali kogo chcecie widzieć w blogu. Pozdrawiam i kocham <3
PS, Możecie też dać mi przykłady imion angielskich, wtedy będę wam BARDZO wdzięczna ;)

środa, 14 maja 2014

ROZDZIAŁ 5, CZĘŚĆ 2

Korków na szczęście nie było więc dojechałyśmy w miarę szybko. Kiedy weszłyśmy do środka pomieszczenia moje nozdrza "otulił" nieprzyjemny zapach, alkoholu i papierosów. Pierwsze co zrobiłyśmy to usiadłyśmy przy stoliku w ciemnym rogu, by móc jakoś porozmawiać, nie sądziłyśmy, że będzie tutaj tyle ludzi w dniu przed świętami.
- Co chcecie do picia? - zapytała Veronica wstając.
- To co zawsze. - odparłyśmy we dwie.
Dziewczyna kiwnęła krótko głową i zniknęła między roztańczonymi sylwetkami ludzi. Rozmawiałyśmy z brunetką na temat planów na sylwestra. Próbowała mnie namówić żebym została z nimi w Londynie, ale zaprzeczyłam, obiecałam, że wrócę do Paryża.
- Musze do toalety, zaraz wracam. - poinformowałam dziewczynę i poszłam w wyznaczone miejsce. Weszłam do wolnej kabiny i załatwiłam swoje potrzeby.Wyszłam i podeszłam do stolika przy, którym siedziała już Veronica i razem z Lucy popijały drinki. - Jestem. - uśmiechnęłam się.
- Dlaczego nie chcesz z nami tutaj zostać? - zapytała smutna Vera.
- No przecież jestem. - odparłam zdziwiona.
- Ale na sylwestra.
- To nie tak, że nie chcę z wami zostać, ale jestem umówiona już z przyjaciółmi z Paryża. - odpowiedziałam delikatnie się uśmiechając.
- A kiedy znowu nas odwiedzisz?
- Kiedy tylko będę miała czas. - popiłam drinka.
Rozmawiałyśmy na różne tematy. Nie wypiłyśmy też dużo. Z czasem ludzie zaczęli się rozchodzić, a my nim się obejrzałyśmy była już 4 nad ranem.
- Wracamy? - zasugerowałam.
- Hmm, tak, to nie jest zły pomysł.
Wstałyśmy i wyszłyśmy z klubu. Stwierdziłyśmy, ze pojedziemy samochodem, nie byłyśmy pijane.
Droga do domu nie zajęła nam długo. Kiedy wysiadłam, a one chciały jechać, zapytałam.
- Chodźcie, prześpicie się u mnie, a rano wrócicie do domu. Jakoś boje was same puścić. - zaśmiałam się cicho. - No chodźcie.
Wysiadły z auta i za mną weszły do domu. Po cichu weszłyśmy na górę i każda z nas wzięła krótki prysznic. Następnie we trójkę położyłyśmy się w moim łóżku. Zdecydowanie było za mało miejsca, ale to tylko jedna noc.



- Lucy wstawaj, musimy już jechać! - krzyknęła Veronica do dziewczyny dalej smacznie śpiącej.
- Dlaczego?
- Jest już 10, a my musimy dojechać jeszcze do domu i przygotować się i pomóc rodzicom. - zaczęła wymieniać na palcach, a ja zaczęłam się śmiać.
- Chodźcie  zjeść chociaż śniadanie. - powiedziałam uśmiechnięta.
- Zjemy u siebie. - odparły równo.
- Jak chcecie. - wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół z zamiarem zrobienie trzech kaw.
- Dzień dobry! - krzyknęłam wchodząc do kuchni, gdzie byli wszyscy.
- Hej, są u ciebie koleżanki i w ogóle o której wczoraj wróciłyście? - zapytała mama.
- Tak, są ale zaraz jadą, po prostu nie chciałam ich o prawie 5 puszczać samych więc wpuściłam je do domu, ale tylko na noc i tak jak już wcześniej powiedziałam byłyśmy w domu koło 5.
- O Boże, tak póxno? - zapytała zdziwiona babcia.
- Czy ja wiem, czy późno. - wzruszyłam ramionami. - Okej, nie ważne, jest zrobiona kawa czy trzeba robić?
- Jest. - powiedziała ciocia kiwając głową.
Nalałam ciemny i ciepły napój do trzech dużych kubków i poszłam z nimi na górę.
- Jak nie chcecie jeść to napijcie się chociaż.
- Dzięki, kochana jesteś. Ratujesz mi życie, czy tylko ja mam wrażenie jakbyśmy wypiły nie wiadomo ile, bo tak mnie głowa boli? - westchnęła Lucy.
- Tak, tylko ciebie. - odparłam z Verą.
- My będziemy już lecieć. - odparła,a przytuliłam je na pożegnanie i zbiegłam na dół, zabierając dwa jabłka.
- Łapcie i uważajcie na siebie...kocham was! - krzyknęłam rzucając do schodzących dziewczyn dwa zielone owoce.
- Dzięki, też ciebie kochamy! - usłyszałam ich krzyk,a później tylko trzask drzwi.
- Co tam u was? - zapytałam rodzinę. - Dzisiaj święta... - nie dokończyłam, bo przerwał mi mój kuzyn.
- I prezenty! - krzyknął mi do ucha, na co ja się skrzywiłam.
- Dobrze. - odpowiedzieli wszyscy razem zgodnie na moje pytanie, a ja kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
- Gdzie jest Ashley?
- U siebie, wróciła nie dawno. - mama wzruszyła ramionami jakby to było dla niej normalne...muszę przyznać dużo zmieniło się od mojego wyjazdu.  Ludzie minęły tylko 2 miesiące!



Godzina 17, a łazienki już pozajmowane. Ja miałam teraz gorszy problem niż umycie się. W co ja mam się ubrać do jasnej cholery! Kiedy zaczęłam się coraz bardziej denerwować odeszłam od szafy i mojej komody wyciągnęłam lokówkę i kosmetyki. Opadłam na łóżko chowając głowę w dłonie i zastanawiając się co mam ubrać. Tak, wiem mam straszny problem, ale no wybaczcie, ale nie wypada wyjść w spodniach. Siedząc tak uświadomiłam sobie, że nie położyłam prezentów pod choinką. Niczym torpeda wyskoczyłam z pokoju z reklamówką prezentów zapakowanych w ładne, świąteczne papiery. W salonie na szczęście nikogo nie było więc rzuciłam je pod drzewko i wbiegłam ponownie do swojego pokoju wyciągając z szafy jakieś ciuchy i poszłam szybkim krokiem do łazienki, ponieważ przed sekundą się zwolniła. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel, umyłam włosy i wyszłam wycierając się dokładnie. Założyłam bieliznę, a następnie wybrane rzeczy przygotowane na szybko. Swoje włosy wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone podkręcając końcówki. Nałożyłam podkład, pomalowałam rzęsy i zrobiłam kreski eyelinerem,a usta pomalowałam błyszczykiem. Spryskałam się jeszcze szybko perfumami i spojrzałam w lusterko. Chyba nie wyglądałam najgorzej. Wyszłam z pomieszczenia i spojrzałam na zegarek. Cholera była już 19:55. Zeszłam szybko na dół, a tam wszyscy czekali na mnie, szczerze, przyzwyczaiłam się już do tego, zawsze tak było i juz chyba zawsze pozostanie. Ze względu na mojego kuzyna, podzieliliśmy się opłatkiem, a później przeszliśmy od razu do otwierania prezentów. Powiem, ze mnie nie kręciło zawsze ta część świąt, ponieważ zawsze wiedziałam co dostanę. Już kiedy skończyłam 10 lat, kiedy się mnie pytali co chcę na święta, zawsze padała ta sama odpowiedź, PIENIĄDZE. Nie przeszkadzało mi to nigdy, bo wole kupić sobie coś sama niż mieć coś czego nie będę nosić, używać. Otworzyłam swoje prezenty, od cioci, wujka i babci dostałam pieniądze, podziękowałam im, a od mamy dostałam kluczyki. Moja rodzicielka kazała mi wyjść przed dom, wykonując jej polecenia nałożyłam na siebie płaszcz i wyszłam. Przed domem stał duży Range Rover. Tak to jest to co zawsze chciałam dostać. Z szerokim uśmiechem podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Nie masz za co.
Każdemu podobał się prezent, który otrzymał. Zadzwoniłam do Louisa składając mu szybkie życzenia z okazji świąt i urodzin.  Usiedliśmy do kolacji.


- Rose, skarbie otworzysz?! - krzyknęłam mama z kuchni  kiedy po domu rozległ się dość głosny dźwię dzwonka.
- Jasne! - odkrzyknęłam i poszłam do przedpokoju.
W drzwiach stał...
____________________________________________________________
Heeej kochane i kochani <3 Udało mi sie dodac rozdział dzisiaj, krótki jak zawsze, ale jest wcześniej, dodam w weekend, bo nastepny cały tydzień, no prawie cały od poniedziałku do piątku nie będzie mnie :( Ale sobie beze mnie poradzicie, spokojnie ;) Tak, gadam jak zawsze...czyli bez sensu...ok mniejsza. Jak sie podobał, po mimo tego, że krótki? Piszcie w komach! Mam jeszcze do was pytanie czy chcielibyście więcej takich momentów pisanych w trzeciej osobie, czy nie bardzo przyopadło wam to do gustu? Tak się pytam, bo chcę, żeby lepiej wam się czytało. I....takie pytanie, nie wiem czy pamietacie o tym, ale jak myślicie, jaki sekret ma Harry z Zaynem, którego za wszelką cenę nie chciał powiedzieć naszej Rose? Nie wiem czy pojawi sie to szybko, ale postaram sie was trzymać dłużej w niepewności :) Kocham denerwować ludzi <3 Jak myślicie kto przyszedł do ich domu w czasie świąt...Harry...a może nie? haha xD Jeśli mi sie uda to rozdział dodam w weekend, ale nie obiecuję, Kocham i juz tęsknię <3

sobota, 10 maja 2014

ROZDZIAŁ 4, CZEŚĆ 2

                                           NARRACJA 3 OSOBOWA
Następne dni mijały jej bardzo szybko, próbowała nie przejmować się tymi całymi odwiedzinami Louisa - przyjaciela Harrego. Mimo wszystko jej mama wiedziała, że coś jest nie tak. Co prawda nie lubiła nigdy chłopaka o pokręconych, brązowych włosach i szmaragdowych oczach. Teraz chciała dobra córki, a największe szczęście dawał jej Harry. Wiedziała, że ma mądrą córkę, ale wciąż bała się o nią by nie zrobiła sobie nic złego. Natomiast Harry, on miał na święta pojechać do rodziny, dlatego nie musiał przejmować się całymi tymi przygotowaniami. Miał bardzo dużo czasu na przemyślenie wszystkiego, a później na użalanie się nad sobą. On dobrze o tym wiedział, że to nic nie pomoże, ale tak czuł się lepiej. Dobrze mu było kiedy wyobrażał sobie krzyczącą i wyzywającą go Rose, a jeszcze lepiej kiedy wyobrażał ją sobie uśmiechniętą, wesoło i jego z nią...całujących się...szczęśliwych. Niestety były to tylko jego marzenia, które jak on uważał, nigdy się nie spełnią . Dlaczego? Ponieważ bał się do niej pójść i przepraszać, bał się spojrzeć w jej śliczne szaro zielone oczy. Bał się po prostu ją zobaczyć. Do świat został jeden, krótki dzień, a to oznaczało dla dziewczyny i jej matki dużo pracy. Uzgodniły, że ona z Ashley pojadą po rodzinę, a mama dokończy jedzenie. Obie poszły do góry się ubrać i już po niecałych 20 minutach wychodziły z domu kierując się do taksówki, która miała je zawieść na lotnisko. Niestety były duże korków. Dziewczyna nie zauważyła jadącego za nimi auta, a przede wszystkim nie wiedziała kto w nim siedzi. Był to Harry. On niestety tez nie spojrzał w głąb małej, żółtej taksówki, skąd miał wiedzieć, że siedzi w niej dziewczyna, która kocha ponad wszystko i tak strasznie za nią tęskni. Chłopak również jechał na lotnisko, by odwiedzić swoją rodzinę, która czeka na niego aż w Los Angeles. Dojechanie do wyznaczonego miejsca zajęło im prawie godzinę, było tam bardzo dużo ludzi. Ash, wyciągnęła komórkę, oddalając się trochę i dzwoniąc do cioci by całą gromada czekali przed głównym wejście, gdzie czekają obie dziewczyny. Chłopak wychodząc z samochodu dostrzegł w oddali Rose. Wpatrywał się w nią dobre 15 minut. Według niego nie zmieniła się nic, wciąż była jego małą, delikatną dziewczyną. W końcu odwrócił wzrok gdy podeszli do nich jacyś ludzie. Pewnie rodzina.Pomyślał i wszedł do środka.Idąc na odprawę przeklinał się w myślach...dlaczego do niej nie podszedł...może dałoby to jakąś szanse na związek.
                                           NARRACJA 1 OSOBOWA
Droga do domu zajęła nam kolejną godzinę, Byłam zmęczona tym wszystkim. Moja siostra gadała z rodzina, a ja prawie zasypiałam w tej taksówce. Tak bardzo chciałam wrócić do Paryża i do swoich przyjaciół, ale bardzo chciałabym spotkać jeszcze Lucy i Veronicę, bardzo za nimi tęsknię. Po zapłaceniu za transport wyszłam z samochodu i weszłam do domu, w którym było bardzo głośno przez rozmowy dobiegające z salonu. Bardzo szybko się usadowili. Pomyślałam i poszłam za głosami. Usiadłam na fotelu nie za bardzo interesując się rozmowami osób siedzących w tym samym pomieszczeniu co ja. Teraz byłam bardzo zajęta rozmyślaniem o chłopaku, którego widziałam przed lotniskiem. Był bardzo podobny do Harrego...nawet taki sam...chociaż troszeczkę się zmienił. 
- Rose, możemy porozmawiać? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos starszej kobiety.
- Jasne babciu. - odparłam uśmiechając się delikatnie i podeszłam do niej. 
- Coś się stało?
- Nie, a co miało?
- Siedzisz tak sama na fotelu, jesteś zupełnie w innym świecie, a czasami mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczesz. - niestety tak jak babcie powiedziała pierwsza łza spłynęła po moim policzku, którą ona szybko starła. - Chodźmy na górę, tam jest cicho i porozmawiamy na spokojnie. 
- Opowiesz mi co się stało? - zapytała, kiedy razem usiadłyśmy na łóżku w moim pokoju.
- To nie jest nic wielkiego, nie chcę cię zanudzać. - powiedziałam kręcąc głową.
- Nie będziesz, powiedz.
- Chodzi o chłopaka, byłam z nim szczęśliwa, niestety w jeden dzień kiedy spacerowaliśmy po parku strasznie się pokłóciliśmy, ja zaczęłam uciekać i wpadłam pod samochód. Z tego co mama mi opowiadała, straciłam przytomność i zawieźli mnie do szpitala. Wpadłam w prawie roczną śpiączkę, ale kiedy się obudziłam koło mnie nie było Harrego. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał, kiedy straciłam do końca nadzieje, wyjechałam do Paryża i teraz tam mam nowych przyjaciół. - opowiedziałam jej wszystko w skrócie i wybuchłam jeszcze większym płaczem. Przytuliłam się do niej, a ona głaskała mnie po plecach. Po jakimś czasie obie zeszłyśmy na dół, chyba nawet nikt nie zauważył naszego zniknięcia. Babcia usiadła na fotelu, a ja na podłodze przy kanapie. Wszyscy rozmawiali o tym, co będą robić na sylwestra. Mnie ta rozmowa nie kręciła, siedziałabym pewnie tak dalej nudząc sie gdyby nie telefon, który przerwał wszystkim rozmowę.
- To mój! - krzyknęłam i po chwili nie było już mnie w salonie. Usłyszałam jeszcze ciche śmiechy, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. - Halo? - odebrałam.
- Cześć Rose, słyszałyśmy, że jesteś w Londynie, czemu nic nie mówiłaś, ze miałaś wypadek i w ogóle tyle się działo przez te 2 lata, a co najważniejsze przez tak długi czas się nie widziałyśmy! - usłyszałam pisk po drogiej stronie...bardzo znajomy pisk dziewczyn, Lucy Vera.
- Wiecie jak za wami tęskniłam, a nie dawałam znać, bo myślałam, że zapomniałyście. - wzruszyłam sama do siebie ramionami. 
- O tobie, nie dało rady. - zaśmiałyśmy się.
- Wyjdziemy gdzieś dzisiaj? - spytała Lucy.
- Klub? - zaproponowała Veronica.
- W ogóle się nie zmieniłyście. - westchnęłam chichocząc.
- To?
- Za 1 godzinę pod moim domem. - powiedziałam, one przytaknęły, rozłączyłam się i pobiegłam na dół. - Ja wychodzę za godzinę, nie czekajcie na mnie, będę późno, bardzo późno, wezmę kluczę, nie martwcie się. - powiedziałam na jednym wdechu i pobiegłam do swojego pokoju. Stanęłam pod szafą zastanawiając się co na siebie włożyć, był problem, ponieważ:
- Musiałam wyglądać "seksi",
- szłam do klubu,
- było cholernie zimno.
Taaa, po 15 minutach wybrałam odpowiedni zestaw i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, pomalowałam, a włosy związałam w warkocza, zarzucając go na ramię. Popsikałam się jeszcze perfumami. Z myślą, że wyglądam ładnie zeszłam na dół, gdzie chciałam poczekać na dziewczyny. Moja mama kiedy mnie zobaczyła, zakrztusiła się kawą.
- Gdzie ty chcesz iść w taką pogodę tak ubrana? - zapytała z wytrzeszczonymi oczami.
- Będziemy jechać chyba samochodem. - powiedziałam uśmiechając się niewinnie.
- Gdzie idziecie?
- Do klubu.
- I jak wy później wracać samochodem?
- Jakoś sobie poradzimy. - powiedziałam śmiejąc się.
- To nie jest śmieszne. 
- No ok, to na wszelki wypadek pójdę założyć rajstopy cieliste i kurtkę. - powiedziałam i w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. - To do mnie. - podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Stały tak dwie dziewczyny, ubrane podobnie jak ja. - wejdźcie. - wskazałam ręką.
- Niegdzie nie wyjdziecie. - usłyszałam głos mojej rodzicielki dobiegający z salonu. - Jest za zimno. Albo pójdziecie do pokoju Rose i ona wam coś pożyczy, albo zostajecie w domu. - powiedziała stanowczo, a my poszłyśmy do pokoju. U mnie założyłyśmy rajstopy i każdej dałam jakąś kurtkę, zeszłyśmy na dół i żegnając się pojechałyśmy do klubu. 
__________________________________________________________
Czy tylko ja zauwazyłam, że prawie w każdej notce są jakieś przeprosiny? Xd dzisiaj chciałam przeprosić za to, że wyszedł strasznie krótki, jak zresztą wszystkie rozdziały ostatnio i jakiś taki dziwny wyszedł...czy tylko ja tak sądzę? No cóż nie ważne. Za dwa miesiące wakacje, WRESZCIE. Teraz chciałbym was ostrzec przed tym, że w lipcu, od 13, gdzies do około 30 nie będą pojawiały sie rozdziały, ponieważ jadę na obóz i jakoś teraz nie apmiętam do kiedy on jest, haha xD. Napiszę wam to jeszcze później i postaram się dodać dużo rozdziałów przed 13 lipca, taka tam niespodzianka ode mnie :). Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą moja nieobecność w lipcu i że dzisiejszy rozdział się podobał ;) Komentujcie i piszcie swoje opinię - no tak chyba własnie na tym polega komentowanie. Dobra nie ważne, chyba jest cos ze mną dzisiaj nie tak, papa KOCHAM <3 DOBRANOC :*

Ps, i tak jak zawsze nie wiem kiedy będzie następny rozdział postaram się jak najszybciej! 
 


 

piątek, 2 maja 2014

ROZDZIAŁ 3, CZĘŚĆ 2

Na początku chciałam was strasznie przeprosić za to, że tak późno dodaje ten rozdział, ale ostatnio nie miałam czasu i tak jakoś wyszło...no ale jest :)
__________________________________________________________________

Kiedy weszłyśmy do domu obie się zdziwiłyśmy, bo Ashley myła już podłogi.
- Chyba mnie posłuchała. - szepnęłam do mamy uśmiechając się.
- Co ty jej powiedziałaś?
- Po prostu ją poprosiłam...nie wiedziałam, że mnie posłucha. - wstrząsnęłam ramionami i poszłam do kuchni zanieść zakupy.
- Daj, resztę ja umyję. - powiedziałam uśmiechając się do siostry.
- Umm...na pewno. - nie była zbyt przekonana. Jeszcze tego by brakowała, że włsna siostra się mnie przestraszyła.
- Tak, idź ze znajomymi gdzieś, tylko nie przyprowadzaj ich tutaj. - oznajmiłam.
- Dobra i dzięki. - odpowiedziała i pobiegła do przedpokoju ubierając się i wychodząc trzaskając lekko drzwiami.
Skończyłam szybko i od razu poszłam do kuchni aby pomóc mamie w przygotowaniach do świąt.
                                                     HARRY
Siedziałem w salonie i oglądałem telewizję, odkąd Rose wyjechała...co ja gadam odkąd miała ten pieprzony wypadek strasznie mi się nudzi, nie mam co robić i jedynym pocieszeniem są dla mnie kluby i dziewczyny. Nie powinienem się tak zachowywać, ale...no właśnie zawsze jest jakieś "ale".
Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi trochę się przestraszyłem, wstałem i niechętnie podszedłem do drzwi otwierając je.
- Harry, ona wróciła! - krzyknął Louis, mój najlepszy przyjaciel.
- Kto?
- No Rose...- zaniemówiłem, ona WRÓCIŁA.
-Widziałeś ją?
- Tak, kiedy byłem na zakupach, była ze swoją mamą na zakupach, chyba na święta. Później za nią jechałem i mieszka tam gdzie wcześniej. - powiedział na jednym wdechu.
Poszedłem do kuchni i z lodówki wyciągnąłem pepsi, a z szafki dwie szklanki. Wróciłem do salonu i nalewając napój do naczyń.
- Podszedłeś do niej, gadałeś z nią, widziała cię? - zadawałem mnóstwo pytań.
- Nie, nie i nie. - wytłumaczył. - widziałem ją z daleka, śmiała się, wyglądała na szczęśliwą.
- To...dobrze.
- Tęsknisz za nią. - przyznał.
- Strasznie.
- Wiem, Harry, widać. - poklepał mnie pocieszająco po ramieniu.
- To byś nie tęsknił?
- Pewnie tak, za tak świetną dziewczyną na pewno. - przyznał.
- No właśnie, byłem takim debilem, że ją zostawiłem, ale ja po prostu zacząłem tracić nadzieję. - powiedziałem i pierwsze łzy spłynęły mi po policzkach, szybko je wytarłem żeby Lou tego nie zobaczył.
- Stary nie będę ci mówił, że znowu ze sobą będziecie, bo nie jestem tego pewny. - powiedział przytulając mnie po przyjacielsku.
                                                          LOUIS
Było mi go cholernie szkoda. Wiem to dziwne, ale nie codziennie widzi się swojego przyjaciela, który nigdy nie okazuje swoich uczuć i pobił by każdego kto go wkurzy, a teraz płacze za dziewczyną, którą stracił 2 lata temu. Rozumiem go. Pogadaliśmy jeszcze trochę i później musiałem iść już do domu. Pożegnałem się z nim i wyszedłem, kiedy miałem wchodzić do siebie do domu zrezygnowałem i zacząłem iść w stronę domu mamy Rose. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale chciałem po prostu zobaczyć czy jest jakaś szansa. Po krótkim czasie byłem na miejscu, zapukałem do drzwi. Nie musiałem czekać długo, bo po chwili otworzyła mi drzwi dziewczyna.
- Ashley wiesz jak się o ciebie...Louis? Co ty tu robisz?
- Przyszedłem pogadać.
- Um...chyba nie mamy o czym.
- Chyba jednak mamy. - powiedziałem i wszedłem do środka. Ściągnąłem buty i poszedłem do jej pokoju na górę przechodząc przez salon omijając zdziwioną mamę Rose, przywitałem się i poszedłem do góry.
- No słucham. - poganiała mnie kiedy oboje usiedliśmy na łóżku.
- Chodzi o Harrego...- westchnąłem.
- Domyślam się. - odpowiedziała trochę oschle.
- Nie przerywaj mi...On cierpi, bardziej niż myślisz...żałuje tego co zrobił. - powiedziałem.
- Ja też cierpię, ale co ty myślisz co w ogóle on sobie myśli, że przyśle tutaj ciebie i wszystko będzie dobrze, a ja rzucę mu się na szyję, ale nie, mógł myśleć wcześniej zanim postanowił pieprzyć dziwki kiedy ja byłam w tej chorej śpiączce, która w większej części była spowodowana przez niego! - krzyczała, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Nie zastanawiając się podszedłem do niej i przytuliłem, na początku się wyrywała, ale później wtuliła się we mnie jak małe, wystraszone dziecko w mamę...no w moim przypadku tatę.
- Shhh, on mnie nie przysyłał, chciałem przyjść i was pogodzić, bo oboje cierpicie. - szepnąłem jej do uch.
- Ale ja już chyba nie chcę...
- Czego? - zapytałem zdziwiony nie widząc o co chodzi.
- Nie chcę z nim już być. - szepnęła prawie niesłyszalnie.
- Ale...
- Nie ma żadnego ALE ja po prostu nie chcę, kiedy ja leżałam w szpitalu ten idiota stracił tą pieprzona nadzieje i myślał że dziwki mu pomogą, a ja czekałam na niego w Londynie, ale później ja straciłam nadzieje kiedy prawie codziennie widziałam go z inną dziewczyną, a kiedy już pomału zapomniałam ty tutaj przychodzisz.
-  Przepraszam...chciałem waszego dobra.
- Nie masz za co...to Harry powinien przyjść i przeprosić.
- No dobra, ale spróbuj zrozumieć też jego.
- Nie dam rady, od początku naszego poznania próbowałam i do tej pory nie umiem.
- Ja już muszę lecieć, przepraszam, że przeszkodziłem, cześć.
- Louis...spotkamy się jeszcze żeby pogadać?
- Jasne, nie widzę problemu. - uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie co ona odwzajemniła i wyszedłem z pokoju.
                                                       ROSE
Kiedy chłopak wyszedł położyłam się na łóżko, patrzyłam w sufit i płakałam. Dlaczego ja mu kurwa powiedziałam, że nie chcę już być z Harrym? Chyba nie myślałam, a może mówiłam to co kazał rozum? Czy tylko ja nigdy nie wiem czy słuchać serca, czy rozumu? Fajnie byłoby poczuć znowu to znane ciepło, ten znany smak ust, który napotykał mnie kilka razy dziennie, znowu spotkać tego chłopaka z burzą miękkich loków na głowie, zielonymi, pięknymi oczami, w których tak łatwo można było się zatopić. Ja ko po prostu kochałam i nie wiadomo co bym zrobiła i tak w głębi w serca nigdy się to nie zmieni. To była moja pierwsza, PRAWDZIWA miłość, a takie podobno najtrudniej zapomnieć...
- Rose, wszystko okej? - zapytała mama wchodząc do środka.
- Tak, a co?
-  Płaczesz strasznie głośno i słychać cię w całym domu.
- Przepraszam... - szepnęłam i wtuliłam się w nią jeszcze bardziej niż w Louisa...