środa, 14 maja 2014

ROZDZIAŁ 5, CZĘŚĆ 2

Korków na szczęście nie było więc dojechałyśmy w miarę szybko. Kiedy weszłyśmy do środka pomieszczenia moje nozdrza "otulił" nieprzyjemny zapach, alkoholu i papierosów. Pierwsze co zrobiłyśmy to usiadłyśmy przy stoliku w ciemnym rogu, by móc jakoś porozmawiać, nie sądziłyśmy, że będzie tutaj tyle ludzi w dniu przed świętami.
- Co chcecie do picia? - zapytała Veronica wstając.
- To co zawsze. - odparłyśmy we dwie.
Dziewczyna kiwnęła krótko głową i zniknęła między roztańczonymi sylwetkami ludzi. Rozmawiałyśmy z brunetką na temat planów na sylwestra. Próbowała mnie namówić żebym została z nimi w Londynie, ale zaprzeczyłam, obiecałam, że wrócę do Paryża.
- Musze do toalety, zaraz wracam. - poinformowałam dziewczynę i poszłam w wyznaczone miejsce. Weszłam do wolnej kabiny i załatwiłam swoje potrzeby.Wyszłam i podeszłam do stolika przy, którym siedziała już Veronica i razem z Lucy popijały drinki. - Jestem. - uśmiechnęłam się.
- Dlaczego nie chcesz z nami tutaj zostać? - zapytała smutna Vera.
- No przecież jestem. - odparłam zdziwiona.
- Ale na sylwestra.
- To nie tak, że nie chcę z wami zostać, ale jestem umówiona już z przyjaciółmi z Paryża. - odpowiedziałam delikatnie się uśmiechając.
- A kiedy znowu nas odwiedzisz?
- Kiedy tylko będę miała czas. - popiłam drinka.
Rozmawiałyśmy na różne tematy. Nie wypiłyśmy też dużo. Z czasem ludzie zaczęli się rozchodzić, a my nim się obejrzałyśmy była już 4 nad ranem.
- Wracamy? - zasugerowałam.
- Hmm, tak, to nie jest zły pomysł.
Wstałyśmy i wyszłyśmy z klubu. Stwierdziłyśmy, ze pojedziemy samochodem, nie byłyśmy pijane.
Droga do domu nie zajęła nam długo. Kiedy wysiadłam, a one chciały jechać, zapytałam.
- Chodźcie, prześpicie się u mnie, a rano wrócicie do domu. Jakoś boje was same puścić. - zaśmiałam się cicho. - No chodźcie.
Wysiadły z auta i za mną weszły do domu. Po cichu weszłyśmy na górę i każda z nas wzięła krótki prysznic. Następnie we trójkę położyłyśmy się w moim łóżku. Zdecydowanie było za mało miejsca, ale to tylko jedna noc.



- Lucy wstawaj, musimy już jechać! - krzyknęła Veronica do dziewczyny dalej smacznie śpiącej.
- Dlaczego?
- Jest już 10, a my musimy dojechać jeszcze do domu i przygotować się i pomóc rodzicom. - zaczęła wymieniać na palcach, a ja zaczęłam się śmiać.
- Chodźcie  zjeść chociaż śniadanie. - powiedziałam uśmiechnięta.
- Zjemy u siebie. - odparły równo.
- Jak chcecie. - wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół z zamiarem zrobienie trzech kaw.
- Dzień dobry! - krzyknęłam wchodząc do kuchni, gdzie byli wszyscy.
- Hej, są u ciebie koleżanki i w ogóle o której wczoraj wróciłyście? - zapytała mama.
- Tak, są ale zaraz jadą, po prostu nie chciałam ich o prawie 5 puszczać samych więc wpuściłam je do domu, ale tylko na noc i tak jak już wcześniej powiedziałam byłyśmy w domu koło 5.
- O Boże, tak póxno? - zapytała zdziwiona babcia.
- Czy ja wiem, czy późno. - wzruszyłam ramionami. - Okej, nie ważne, jest zrobiona kawa czy trzeba robić?
- Jest. - powiedziała ciocia kiwając głową.
Nalałam ciemny i ciepły napój do trzech dużych kubków i poszłam z nimi na górę.
- Jak nie chcecie jeść to napijcie się chociaż.
- Dzięki, kochana jesteś. Ratujesz mi życie, czy tylko ja mam wrażenie jakbyśmy wypiły nie wiadomo ile, bo tak mnie głowa boli? - westchnęła Lucy.
- Tak, tylko ciebie. - odparłam z Verą.
- My będziemy już lecieć. - odparła,a przytuliłam je na pożegnanie i zbiegłam na dół, zabierając dwa jabłka.
- Łapcie i uważajcie na siebie...kocham was! - krzyknęłam rzucając do schodzących dziewczyn dwa zielone owoce.
- Dzięki, też ciebie kochamy! - usłyszałam ich krzyk,a później tylko trzask drzwi.
- Co tam u was? - zapytałam rodzinę. - Dzisiaj święta... - nie dokończyłam, bo przerwał mi mój kuzyn.
- I prezenty! - krzyknął mi do ucha, na co ja się skrzywiłam.
- Dobrze. - odpowiedzieli wszyscy razem zgodnie na moje pytanie, a ja kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
- Gdzie jest Ashley?
- U siebie, wróciła nie dawno. - mama wzruszyła ramionami jakby to było dla niej normalne...muszę przyznać dużo zmieniło się od mojego wyjazdu.  Ludzie minęły tylko 2 miesiące!



Godzina 17, a łazienki już pozajmowane. Ja miałam teraz gorszy problem niż umycie się. W co ja mam się ubrać do jasnej cholery! Kiedy zaczęłam się coraz bardziej denerwować odeszłam od szafy i mojej komody wyciągnęłam lokówkę i kosmetyki. Opadłam na łóżko chowając głowę w dłonie i zastanawiając się co mam ubrać. Tak, wiem mam straszny problem, ale no wybaczcie, ale nie wypada wyjść w spodniach. Siedząc tak uświadomiłam sobie, że nie położyłam prezentów pod choinką. Niczym torpeda wyskoczyłam z pokoju z reklamówką prezentów zapakowanych w ładne, świąteczne papiery. W salonie na szczęście nikogo nie było więc rzuciłam je pod drzewko i wbiegłam ponownie do swojego pokoju wyciągając z szafy jakieś ciuchy i poszłam szybkim krokiem do łazienki, ponieważ przed sekundą się zwolniła. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel, umyłam włosy i wyszłam wycierając się dokładnie. Założyłam bieliznę, a następnie wybrane rzeczy przygotowane na szybko. Swoje włosy wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone podkręcając końcówki. Nałożyłam podkład, pomalowałam rzęsy i zrobiłam kreski eyelinerem,a usta pomalowałam błyszczykiem. Spryskałam się jeszcze szybko perfumami i spojrzałam w lusterko. Chyba nie wyglądałam najgorzej. Wyszłam z pomieszczenia i spojrzałam na zegarek. Cholera była już 19:55. Zeszłam szybko na dół, a tam wszyscy czekali na mnie, szczerze, przyzwyczaiłam się już do tego, zawsze tak było i juz chyba zawsze pozostanie. Ze względu na mojego kuzyna, podzieliliśmy się opłatkiem, a później przeszliśmy od razu do otwierania prezentów. Powiem, ze mnie nie kręciło zawsze ta część świąt, ponieważ zawsze wiedziałam co dostanę. Już kiedy skończyłam 10 lat, kiedy się mnie pytali co chcę na święta, zawsze padała ta sama odpowiedź, PIENIĄDZE. Nie przeszkadzało mi to nigdy, bo wole kupić sobie coś sama niż mieć coś czego nie będę nosić, używać. Otworzyłam swoje prezenty, od cioci, wujka i babci dostałam pieniądze, podziękowałam im, a od mamy dostałam kluczyki. Moja rodzicielka kazała mi wyjść przed dom, wykonując jej polecenia nałożyłam na siebie płaszcz i wyszłam. Przed domem stał duży Range Rover. Tak to jest to co zawsze chciałam dostać. Z szerokim uśmiechem podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Nie masz za co.
Każdemu podobał się prezent, który otrzymał. Zadzwoniłam do Louisa składając mu szybkie życzenia z okazji świąt i urodzin.  Usiedliśmy do kolacji.


- Rose, skarbie otworzysz?! - krzyknęłam mama z kuchni  kiedy po domu rozległ się dość głosny dźwię dzwonka.
- Jasne! - odkrzyknęłam i poszłam do przedpokoju.
W drzwiach stał...
____________________________________________________________
Heeej kochane i kochani <3 Udało mi sie dodac rozdział dzisiaj, krótki jak zawsze, ale jest wcześniej, dodam w weekend, bo nastepny cały tydzień, no prawie cały od poniedziałku do piątku nie będzie mnie :( Ale sobie beze mnie poradzicie, spokojnie ;) Tak, gadam jak zawsze...czyli bez sensu...ok mniejsza. Jak sie podobał, po mimo tego, że krótki? Piszcie w komach! Mam jeszcze do was pytanie czy chcielibyście więcej takich momentów pisanych w trzeciej osobie, czy nie bardzo przyopadło wam to do gustu? Tak się pytam, bo chcę, żeby lepiej wam się czytało. I....takie pytanie, nie wiem czy pamietacie o tym, ale jak myślicie, jaki sekret ma Harry z Zaynem, którego za wszelką cenę nie chciał powiedzieć naszej Rose? Nie wiem czy pojawi sie to szybko, ale postaram sie was trzymać dłużej w niepewności :) Kocham denerwować ludzi <3 Jak myślicie kto przyszedł do ich domu w czasie świąt...Harry...a może nie? haha xD Jeśli mi sie uda to rozdział dodam w weekend, ale nie obiecuję, Kocham i juz tęsknię <3

1 komentarz:

  1. Swietny rozdzial ! Z reszta jak zawsze !:-) agrrr nonwlasnie ciekawi mnie o chodzi jaki sekret ma Harry z Zaynem ...no ale poczekam to sie dowiem ;-) Ale dziewczyno zeby skonczyc w takim momencie ?!:-( Matkoooo niech to bd Harry XD Bo jak nie to sie do niego orzejde i skopie mu tylek !XD Jaaaa chce ich razem :-) Pozdrawiam i do nastepnego :-)/Lena

    OdpowiedzUsuń