środa, 6 sierpnia 2014

EPILOG

HARRY
- Co chce mi pan przez to powiedzieć! - krzyknąłem już lekko poddenerwowany idąc za nim kiedy pchał łóżko, na którym leżała nieprzytomna.
- To, że są już to miejmy nadzieję ostatnie tak poważne badania w jej kierunku. Jeśli jej stan się nie pogorszy niedługo się obudzi. - uśmiechnąłe się do mnie pocieszająco, a ja stanąłem jak wryty i patrzyłem jak wiozą ją do sali badań.  
Czy to ozanaczało, że po tych dwóch latach zobaczę ją uśmiechniętą i przytomną?
Czy to oznacza, że to koniec siedzenia w tym szpitalu i patrzenia na nią cały czas trwającą w śpiącce?
Tak i tak.
Czyli oznacza to, że wciąż będę musiał ukrywać przed nią prawdę?
Choćby nie wiem co nie dowie się o niej nigdy, a przynajmniej nie ode mnie, anie nie od Zayna (który po kilku procesach trafił do więzienia na bardzo długi okres czasu).
Będę ją kochał i opiekował się nią do konńca moich dni, a nasze dziecie będą tylko potwierdzeniem naszej miłości.
4 dni później
- Harry? - obudziłem się gdy usłyszałe ten delikatny głos wypowiedziany w moim kierunku.
- Rose - szepnąłem i przytuliłem ją do siebie.
Łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach, ale nie przejmowałem się tym. Moja mała księżniczka obudziła się wreszcie po całych dwóch latach. Nigdy w życiu nie pozwole jej uciekać ode mnie, nigdy w życiu nie dam jej do tego powodów. 
- Co...co ty tu robis? - spojrzałem w jej pełne zdziwienia oczy.
- Jak to co, czekam na ciebie od dwóch lat. - uśmiechnąłem sie lekko trzymając ja za rękę.
- Ale...ale, ale co z Seanem i Bellą, co z moją wyprowadzką do Paryża, co z tamtym życiem?  - spojrzała na mnie.
- Ja, ja nie wiem, leżałaś tu przez cały czas. - wzruszyłem zdziwiony ramionami. - nigdzie nie uciekałąś śpiąc - zaśmiałem się co ona zrobiła również.
- Ale, ale...
- Ja pójdę po lekaża. - musnąłem jej usta i wyszedłem z sali...
8 lat później
- Mamo, mamusiu! - usłyszałam głos 6 letniej Belli.
- Co się stało? - spojrzałam na nią wstając z kolan mojego męża.
- Bo Sean nie chce oddać mi laptopa, przecież teraz moja kolej! - pisnęła zdenerwowana.
- Harry. - szepnęłam mu na ucho. - Zrób coś, błagam.
- CHodź kochanie, dostaniesz lepszego. - wziął ją na ręce i poszedł do swojego gabinetu, z którego chwilę potem wyszła pomału dziewczynka z jego laptopem w rękach.
- Patrz głąbie ja też mam i to ten lepszy! - krzyknęła śmiejąc się ze swojego brata bliźniaka( 6 lat), który zbiegł zdenerwowany ze schodów.
- Bella wyrażaj się. - pogroziłam jej palcem, mruknęła tyko ""przepraszam" i usiadła przy nas na fotelu z laptopem na kolanach.
- Tato, a mi nigdy nie pozwalasz z niego korzystać! - tupnął nogą.
- A kiedy tata każe oddać laptopa ty też nie oddajesz, jeteśmy kfita mały. - mrugnął do niego i zaczął gilgotać trzymając na kolanach. Nagle nie wiadomo skąd koło nich znalazła się dziewczynka, która równiez przyłączyłączyła się do zabawy. Kręcąc głową poszłam do kuchni, którą od salonu oddzielała duża wyspa kuchenna i stół stojący jakiś metr od niej. Oparłam się o nią nalewając wody do szklanki. 
Nigdy nie pomyślałabym, że w życiu spotka mnie takie szczęście. Mam dopiero 26 lat i męża dwójkę wspaniałych dzieci. Z moją siostrą nie kłócimy się tak jak kiedyś...ale to już wiadome wydoroślałyśmy. Rodzice się pogodzili. Dlaczego sprawa z Seanem, Bellą i Paryżem nie była prawdą...to było po prostu sen na jawie. Swoje skarby nazwałam tak, ponieważ bardzo pokochałam tych dwóch pajaców z Paryża. Wiem, wiem oni nie istnieja pewnie, właśnie dlatego tak nazywają się nasze dzieci. Wszystko się wyjaśniło i jest wspanie jak jeszcze nigdy. Kiedy tak spojrzałam na trójkę wygupiającą na kanapie uśmiechnełam się delikatnie, poszłam do salonu i krzyknęłam.
- Koniec tych śmiechów idziemy na lody! - klasnęłam w ręcę i poszłam po swoją torbę. Usłyszałam jeszcze z dołu piski zadowolonych dzieci, kiedy zeszłam na dół czekali już na mnie gotowi do wyjścia. Musnęłam usta Harrego i złapałam Seana i Bellę za ręce...krótko mówiąc stanęłam pomiędzy nimi, wiedząc że w drodze do kawiarni będzie jeszcze dużo kłótni...no cóż dzieci dorastają tak jak każdy z nas....
- Ej, a ja kogo mam się złapać?! - zapytał smutny Harry, dzici się tylko zaśmiały, a syn podał mu rękę by złapał za nią.
- No to idziemy rodzinko. - zachichotałam i wyszliśmy z domu.
_____________________________________________________
No, no, no takiego obrotu sprawy nawet ja się nie spodziewałam...wiem szybko skończyłam tego bloga i przepraszam was za to ogromnie, takie zakonczenie miały być, ale zupełnie później...ale pomyślałam, że jest to jedyny moment na skończenie tego i pokazania wam że wszystko było dobrze i że było to tylko sen na jawie :D 
Bardzo dziękuję za wyświetlenia i za te kilka komentarzy, które naprwadę mi pomagały. Kocham was najmocniej na świecie, i się z wami żegnam, papa <3


piątek, 13 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 8, CZĘŚĆ 2

Rano obudziły mnie głosy moich przyjaciół....Boże znowu się kłócili.
- Co tu się do jasnej cholery dzieje?! - krzyknęłam wchodząc do kuchni. - Ludzie jest 9 rano, jakim prawem kazaliście mi wstać z łóżka?
- Nikt ci nie kazał. - powiedział chłopak podchodząc do mnie całując w policzek. - Jak się spało?
- Dobrze, spałabym jeszcze, ale...
- Jak chcesz idź spać, my będziemy cicho, a musimy być wszyscy wyspani na dzisiejszą noc. - powiedziała Bella śmiejąc się.
- Dzięki. - mruknęłam wchodząc z powrotem do sypialni.
Chwila...skąd Sean miał te ciuchy?
- Sean, skąd je masz? - wskazałam na ciuchy.
- Z twojej szafy, kazałaś nam sobie coś wziąć, sam zastanawiałem się skąd masz męskie rzeczy. - wzruszył ramionami.
- Okej. - uśmiechnęłam się sztucznie. Przecież ja je wszystkie wyrzucałam, skąd się tam wzięły?

- Bella, wychodź z tej łazienki, ja tez potrzebuję! - pukałam w drzwi pomieszczenia, w którym dziewczyna siedziała już ponad godzinę.
- Chwila!
- Za godzinę musimy wyjść, a ja nawet umyta nie jestem! - wyszła z łazienki z obrażona miną i kosmetyczką w ręku.
- Przez ciebie muszę malować się w przedpokoju. Sean będzie mi przeszkadzał. - warknęła.
- Przepraszam cię, ale trzeba było dłużej układać włosy. - wysłałam jej buziaka w powietrzu i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się,a przepocony dres wrzuciłam do pralki. Weszłam do napełnionej już ciepłą wodą wanny i zanurzyłam się cała. Wyszłam z niej dopiero po niecałych 30 minutach. Owinięta ręcznikiem wyciągnęłam suszarkę i wysuszyłam włosy. Ubrałam się w przygotowane ciuchy, a włosy związałam w luźnego koka. Zrobiłam dosyć mocny makijaż, m.i, usta pomalowałam krwisto czerwoną szminką, zrobiłam kreski eyelinerem, pomalowałam rzęsy. Wszystko razem ładnie się komponowało. Spryskałam sie perfumami i gotowa wyszłam z łazienki.
- Możemy iść! - krzyknęłam.
- Wiemy, czekamy tylko na ciebie. - powiedział chłopak. - ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się.
- Dobra, dobra, Sean nie podlizuj się jej. Idziemy! -  krzyknęła ciągnąc nas za sobą. - No...! Taksówka zaraz odjedzie.
- Już, już nie denerwuj się.
Weszliśmy do samochodu, a dziewczyna podała kierowcy adres, gdzie ma pojechać. Droga nie trwałą długo. Zapłaciłam za podwózkę i wyszliśmy z auta, wchodząc do jednego z większych klubów w Paryżu. W środku było pełno ludzi i ciężko było sie przemieszczać. Bella od razu znalazła chłopaka, z którym juz tańczyła, zaśmiałam się widząc jak go podrywa, to wszystko było podobne do niej, kocham ją za to kim jest.
- To...zostaliśmy sami. - powiedział niepewnie chłopak.
- Tak, chodźmy potańczyć. - pociągnęłam go za rękę wychodząc na środek parkietu. Nie maiłam za bardzo ochoty na alkohol, ale trzeba było się czegoś napić. Podeszłam do baru, ale zanim zamówiłam drinka, Sean pociągnął mnie na balkon klubu.
- Chciałem...porozmawiać. - wytłumaczył.
- Słucham. - uśmiechnęłam się, nie wiem dlaczego, ale był bardzo spięty.  - Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak jakby. - wzruszył ramionami.
- Powiedz.
- Nie jestem w tym najlepszy, ale...- westchnął ciężko. - Chodzi o to, że mi się podobasz Rose i coś do ciebie czuję. Czy...czy ty chciałabyś zostać moją dziewczyną? - bardzo, ale to bardzo sie jąkał.
Czy on właśnie wyznał mi miłość? Czy zapytał czy zostane jego dziewczyną? Boże, nie mam pojęcia. Czy ja coś do niego czuję? Fakt, jest przystojny, ale raczej traktuję go jak przyjaciele. Chociaż, ostatnio zachowuję się inaczej, może rzeczywiście i ja coś do niego czuję?
- Rozumiem, nie chcesz. - powiedział spuszczając głowę.
- Sean...możemy spróbować, ale nie obiecuję że coś z tego wyjdzie, ja chyba tez coś do ciebie czuję, ale nie jestem pewna...możemy spróbować. - kiedy usłyszał moje słowa uśmiechnął się szeroko podchodząc do mnie i mocno przytulił do siebie. Przeszedł mnie przyjemny ciepły dreszcz. Może nie będzie tak źle?

- 3...2...1 - następnie poczułam czyjeś ciepłe wargi na swoich. Oddałam pocałunek.
- Wszystkiego najlepszego Rose, za nasz związek. - powiedział.
- Za nasz związek. - powtórzyłam i razem upiliśmy drinka.

- Weźmy Belle i jedźmy do domu, jestem potwornie zmęczona. - zaproponowałam.
- Tak, ja też. - przyznał, ludzi nie było już dużo, więc łatwo znaleźliśmy dziewczynę, która z początku nie chciała iść, ale kiedy powiedzieliśmy jej, że u mnie w mieszkaniu jest impreza, automatycznie się zgodziła. Bez zbędnych problemów podjechaliśmy pod moje miejsce zamieszkania. Z lekkim problemem zaprowadziliśmy ją do łózka każąc spać. Nie przebrałam jej, bo nie miałam już siły.
Weszłam do swojej sypialni, rozglądając się za chłopakiem...moim chłopakiem. To dziwnie brzmi, nie jestem do tego przyzwyczajona, a szczególnie, gdy jest nim mój przyjaciel...no teraz chłopak.  Cofnęłam się do salonu, a na kanapie zauważyłam leżącego Seana.
- Chodź, nie będziesz spac tutaj. - machnęłam ręką uśmiechając się radośnie czekając aż podejdzie i złapie mnie za rękę. Razem położyliśmy się na dużym łóżku w sypialni. Wtuliłam się w niego,a on złożył pocałunek na mojej głowie.
_____________________________________
Heeeej, jak sie podoba, licze na komentarze <3 Na początku chciałabym przedstawić wam wreszcie jak wygląda Sean i Bella, a więc: Sean, Bella

 
Także, tam. Jak tam u was, dawno nie było rozdziałów, chyba. No ale jest nie ważne.Jak wiecie jest koniec roku i mam trochę więcej czasu na pisanie rozdziałów. Mam nadzieję, że będą często, no ale zalezy tylko ode mnie. A jeśli chodzi o rozdział, przepraszam, bardzo, bardzo, bardzo za to, że jest krótki, mam nadzieję że się podoba. Nie wiem co jeszcze napisac więc...papa, kocham, pozdrawiam <3

czwartek, 12 czerwca 2014

ZAPRASZAM!

Razem z moją przyjaciółką zaczęłyśmy pisać bloga również o Harrym. Rozdziały piszemy na zmianę i bardzo zalezy nam na komentarzach i waszych opiniach. Dlatego, zapraszam do czytania! Kocham i pozdrawiam <3 http://hopeforabettertomorrowhsff.blogspot.com/  

poniedziałek, 2 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 7, CZĘŚĆ 2

- Rose, możesz mi powiedzieć kto wczoraj przyszedł? - podskoczyłam słysząc głos mojej mamy.
- Wystraszyłaś mnie. - skrzywiłam usta.
- Przepraszam, odpowiedz na pytanie. - zażądała.
- Harry. - szepnęłam, wytrzeszczyła oczy, ale o nic więcej już nie zapytała.



- Wychodzę! - krzyknęłam.
- Przyjdź na kolację! - powiedziała mama, a ja wyszłam z domu.
Właśnie umówiłam się z Victorią i Lucy żeby się pożegnać, ponieważ już jutro wracam do Paryża. Nie mogę się doczekać kiedy zobaczę Seana i Bellę, tęsknię za nimi bardzo, po mimo tego, że wcale nie minęło tak dużo czasu. Idąc w stronę kina, bo tam się umówiłyśmy, naszła mnie pewna myśl, pytanie. Jaki sekret ma Harry i Zayn. Udało mi się dowiedzieć, że byli kiedyś przyjaciółmi, ale nie wiem co się stało, że ich znajomość się skończyła. Kiedyś wspomniałam o tym mojej mamie, a ona zrobiła wielkie oczy i powiedziała, że nie powinnam się tym zamartwiać. Czasami mam wrażenie, że ona coś ukrywa i że jej pierwszym spotkaniem z Harrym nie było wtedy kiedy przyprowadziłam go poznać ich z nim tylko o wiele wiele wcześniej. Moja mama mordowała go wtedy wzrokiem, a on nie wiem czemu spuszczał go starając się na nią nie patrzeć, nigdy nie wiedziałam co o tym myśleć. Te myśli opuściły moją głowę kiedy ktoś wskoczył na moje plecy, a ja mało co nie wywróciłam się potykając o krawężnik.
- Cześć kochanie! - krzyknęła mi do ucha dziewczyna zeskakując ze mnie przytulając razem z Lucy.
- Hej? - odpowiedziałam niepewnie. - Coś brałyście?
- Nie, po prostu mamy dobre humory. - powiedziały równocześnie wzruszając ramionami.
Weszłyśmy do środka, ja razem z Victorią poszłysmy po przekąski, a Lucy poszła po bilety. Chwile potem siedziałyśmy już na sali czekając aż zacznie się film.
                                                                     HARRY
Robiłem właśnie sobie kanapki. Była godzina 18 kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Ciężko wzdychając podszedłem do drzwi i otworzyłem je.
- Czesć Harry. - uśmiechnął się łobuzersko Zayn.
- Czego chcesz? - syknąłem.
- Tak witasz się z przyjacielem?
- Tak masz rację. Cześć Zayn, miło cię widzieć, co u ciebie, wchodź pogadamy. - uśmiechnąłem się sztucznie wpuszczając go do środka. 
- O to chodziło. - zachichotał.
- Przestań! Powiedz po prostu po co przyszedłeś.
- Mam taki pomysł...- zrobił przerwę. - powiem jej o całej twojej przeszłości, a przynajmniej o tych NAJWAŻNIEJSZYCH sprawach. - powiedział pokazując swoje zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie. - potrząsnąłem głową. - Nie powiesz jej tego, bo będziesz musiał powiedzieć, że ty również też to zrobiłeś. Wtedy jej możliwość, że ona pójdzie na policję powiedzieć im wszystko, a wtedy obaj wylądujemy w więzieniu. - Warknąłem.
- Jesteś pewny, że ja się przyznam do tego, że zrobiłem to razem z tobą. - miałem ochotę przywalić w jego twarz, wtedy ten pieprzony uśmiech na pewno zniknął by mu z twarzy.
- Myślisz, że ona ci uwierzy?
- A czemu ma nie uwierzyć?
- Ponieważ to ty spowodowałeś jej wypadek.
- Ale to ty bardziej w tym namieszałeś, mogłes powiedzieć jej o co mi chodziło,a nie na nią krzyczeć. - wzruszył ramionami wstając. - Musze już iść, do zobaczenia...kiedyś. - uśmiechnął się lekko, a mnie po jego wypowiedzi zamurowało. Miał rację, w pewnym sensie to moja wina, że wpadła pod samochód. Nie chcę się znowu tym zadręczać. Włączyłem głośno muzykę, żeby nie słyszeć swoich myśli i wróciłem do kuchni.
                                                                   ROSE
- Ten film...nie zrozumiałam go. - powiedziała Victoria.
- Ja też. - przytaknęłam z Lucy.
- Zobaczymy się jeszcze jutro? - zapytała Cook kiedy stanęłyśmy przed drzwiami do domu.
- Raczej nie, mam jutro samolot o 12. - zrobiłam smutną minkę.
Wszystkie rzuciłyśmy się sobie w ramiona płacząc.
- Myślisz, że kiedy się zobaczymy?
- Nie wiem jak dla mnie możecie jechać ze mną.
- Mamy szkołę.
- Wiem, wiem. -westchnęłam.
- Będziemy tęsknić skarbie.
- Ja za wami też, kocham was.
- My ciebie też.



- Masz wszystko?
- Tak, przed chwilą sprawdzałam. - powiedziałam uśmiechając się do mamy.
- Okej, miłej podróży. - powiedziała przytulając mnie.
- Będę tęsknić mamo, kocham cię.
- Ja ciebie też słoneczko, ja ciebie też. - pocałowała mnie w policzek.
- A ty wszystko spakowałaś?
- Tak. - pokiwała głową. Moja mama na sylwestra jedzie do jakiegoś domku w górach z jakimś jej przyjacielem. Cieszę się, że kogoś poznała, może coś z tego wyjdzie.
- Muszę, się już zbierać, bo się spóźnię.
- Masz rację, nie zatrzymuję cię, samochód jest już wysłany do Paryża, a przed domem czeka taksówka. - wyjaśniła.
- Dobrze, dziękuję. Cześć.
- Papa
Wyszłam. Taksówkarz pomógł mi spakować torby do bagażnika, a następnie ruszyliśmy.
- Dziękuję. - powiedziałam, płacąc kierowcy i ruszając w stronę lotniska. 
Szłam właśnie na odprawę kiedy usłyszałam krzyk za sobą.
- Rose. Zaczekaj. - odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego Harrego. - Przyszedłem się z tobą pożegnać. - powiedział przytulając mnie, a mi łzy zakręciły się w oczach, zamknęłam je by nie wypłynęły na zewnątrz.
- Cześć Harry, muszę już iść. - odkleiłam się od niego i poszłam na odprawę.
- Kocham cię skarbie. - usłyszałam za plecami jego głos, bardziej szept, myślał chyba, że go nie słyszę.
- Ja ciebie też Harry i nawet nie wiesz jak bardzo. - spuściłam głowę i ruszyłam.



- Prosimy o zapięcie pasów zaraz podchodzimy do lądowania. - usłyszałam głos stewardessy. Wykonałam to o co prosiła i czekałam spokojnie aż wreszcie stąd wyjdę i zobaczę swoich przyjaciół. Tak, dzwoniłam do nich, że dzisiaj wracam, a oni obiecali, że po mnie przyjadą. Całą podróż spędziłam prawie na spaniu, ponieważ nie spałam w nocy, zastanawiałam się nad swoim całym życiem, jakie ono jest beznadziejne. Od mojego wypadku nie mam już z nikim kontaktu, nawet z Amandą i Niallem, na tym chyba najbardziej ubolewam (no i na stracie Harrego, ale to wie każdy).
Kiedy samolot wylądował, poszłam odebrać swoje bagaże, a następnie podążyłam do wyjścia, gdzie mieli czekac Bella i Sean, już tam byli.
- O jejku nie mogłam sie doczekać kiedy was zobaczę! - pisnęłam wskakując na chłopaka i mocno go ściskając, później podeszłam do dziewczyny i również ją wyściskałam.
- Idziemy do klubu? - zapytał Sean. - Żeby uczcić twój przyjazd. - uśmiechnął się niewinnie.
- Nie mam ochoty, możecie przyjść do mnie.
- Wiemy, że możemy, o to nawet nie musimy się pytać. - powiedzieli śmiejąc się.
- Taaa. Pomożecie mi sie rozpakować?
- Ok, jak chcesz. - powiedziała Bella.
Poszliśmy do taksówki zamówionej wcześniej i pokierowalismy się od razu do mojego mieszkania.
Jechaliśmy koło 20 minut. Weszliśmy do mnie, ściągnęliśmy kurtki i zabralismy się za rozpakowywanie.



- Ok, skończone, chcecie coś do picia? - zapytałam.
- Jasne, sok. - powiedzieli zgodnie.
- Umm, ktoś robił zakupy kiedy mnie nie było? - zapytałam wchodząc do kuchni i widząc pełno napoi i pełną lodówkę.
- Tak, my. Któregoś dnia nie mieliśmy co robić więc przyszliśmy do ciebie i posprzątaliśmy, zrobiliśmy zakupy. - wzruszyli ramionami.
- Dziękuję, jesteście kochani. - powiedziałam wyciągając szklanki i nalewając do nich soku pomarańczowego.
- Co dzisiaj robimy?
- Mi się chce spać. - odpowiedziałam bez zastanowienia.
- To idziemy spać, a jutro musimy przygotować się na sylwestra! - krzyknęła dziewczyna i pobiegła do łazienki, ale zaraz z niej wyszła.
- Masz pożyczyć nam jakieś ciuchy do spania? - zapytała. Ja śmiejąc się poszłam do sypialni.
____________________________________________________________
Heeeej, udało się, jest rozdział, jej!!! Nie jest długi, ale na pewno dłuższy od poprzedniego, mam nadzieję że się podoba<3 nie wiem czy uda mi się napisać nastepny rozdział w weekend, może będzie wcześniej, mozę później. KOMENTUJCIE!!! Kocham i pozdrawiam <3

sobota, 24 maja 2014

ROZDZIAŁ 6, CZĘŚĆ 2

- Ha....har...ry...Harry? - w końcu udało mi się z siebie wydusić. Nie mogłam uwierzyć, że przede mną stał chłopak, którego kochałam i kocham dalej. - Co ty tu robisz? - zapytałam szepcząc.
- Jak widać stoję i...i chciałem porozmawiać. - powiedział cicho ze spuszczoną głową. Wyklądał tak bezbronnie niwiedząc co zrobić, ale postanowiłam być silna i zapytałam zszokowana.
- Porozmawiać? Teraz, po prawie 2 latach jeśli dobrze liczę? Nie chciałeś tracić czasu przy ciągłym siedzeniu przy moim łóżku szpitanym!? Nie obchodziło cię co się ze mną stało, co robię i czy w ogólę żyję! - krzyknęłam przez łzy.- Po prostu JA ciebie nie obchodziłam. - Tym razem ja spuściłam głowę. Poczułam dwa długie palce dotykające moją brodę i podnoszące moją głowę tak bym spojrzała w jego oczy.
- Obchodziłaś mnie przez cały czas, cały czas zastanawiałem się co się z tobą dzieję. Wiedziałem, że żyjesz znajomi mi mówili, że widzieli cię wiele razy na ulicy, a później słuch o tobie zaginął. Bałem się, że coś ci się znowu stało, ale wtedy Louis powiedział, że wyjechałąś do Paryża i że nic ci nie jest. Wiele razy żałowałem, że cię zostawiłem, ale później stwierdzałem, że tak będzie lepiej dla ciebie. Wiesz dlaczego? - zobaczyłam, że z jego oczu zaczynają wypływać łzy, dlatego pokiwałam przecząco głową na jego pytanie. - Bo cię wciąż kocham i nie mogę przestać! Nie wiem co ze mną zrobiłaś, ale nie potrafię o tobie zapomnieć, jesteś dla mnie wszystkim i to się nigdy nie zmieni! - powiedział wtulając
mnie w siebie i teraz razem płakaliśmy. Poczułam jego ciepłe usta dotykające mojego czoła. Tak bardzo mi ich brakowało, brakowało mi jego głosu, dotyku i całego jego. Również go kochałam i to potwornie.
- Chyba powinieneś już iść. - powiedziałam odrywając się od niego.
- Ale...
- Harry przepraszam, ale ja nie mam czasu. - spuściłam głowę, kolejne łzy spłynęły mi po policzkach. Odwróciłam się i weszłam do domu zamykając po cichu drzwi opierając się o
drzwi szlochając cicho. Sama nie wiem, dlaczego tak go potraktowałam, ale coś w środku mi mówiło, że nie powinnam tak szybko ulegać, że powinien zrozumieć swój błąd, ale prawda jest taka, że on później może nie wrócić.
                                                    HARRY
Kiedy powiedziała, że musi iść i że nie ruszyły ją moje słowa byłem załamany płacząc wszedłem do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi ze złości, spieprzyłem i to cholernie. Odjechałem z piskiem opon, ale uwarzałem na ulicy by nie spowodować żadnego wypadku. Kiedy zaparkowałem na podjeździe domu Lou, wszedłem szybko do środka i opowiedziałem mu wszystko, cały czas powtarzając mu, że to nie był dobry pomysł. Po mimo tego, że na dole miał rodzinę wysłuchał mnie i pocieszył. Byłem mu za to bardzo wdzięczny i cieszyłem się, że miałem takiego przyjaciela.
                                                    ROSE
Po tym kiedy się uspokoiłam poszłam do salonu i gdyby nigdy nic usiadłam na kanapie słuchając rozmów rodziny.
- Kto to był? - zapytała moja rodzicielka, kolejna łza spłynęła po policzku, ale szybko ja strałam zamykając oczy by nie wypłynęły kolejne. - Rose? - zapytała ponownie. Nie odpowiadając pobiegłam szybko na górę, zamykając za sobą drzwi na klucz od swojego pokoju. Położyłam się na łóżko i wtulając się w poduszkę nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziły mnie promienie zimowego słońca przedzierające się przez odsłonięte okna, ponieważ wczoraj zapomniałam zasłonić ich roletami. Rozciągając się zeszłam z łóżka ocierając moje policzki z zaschniętej już słonej cieczy. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jakieś stary komplet dresowy, wzięłam bieliznę i poszłam do łazienki. Wzięłam długą kąpiel i lekko odprężona wyszłam ubierając się szybko, włosy uczesałam w wysokiego i niedbałego koka. Nie robiłam makijażu. Zeszłam na dół, ale tam jeszcze nikogo nie było. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie lekkie śniadanie. Usiadłam na kanapie, włączyłam telewizor przełączając na kanał muzyczny.
_______________________________________________________
Heeeeeeej, przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale od pon - piątku nie miałam kiedy napisać. Jestem strasznie zmęczona i rozdział też jest krótki. Wieeeem ostatnio zwalam winę na wszystko tylko nie na mnie kiedy rozdziały są krótkie. No cóż ja po prostu nie mam ostatnio za wiele czasu. Ma nadzieję, że mi to wybaczycie i nie będziecie źli. Przepraszam za błędy, ale piszę ten rozdział na telefonie i jest bardzo ciężko więc WYBACZCIE!!! Nie wiem już co dalej pisać wiem żegam się z wami, papa, kocham was <3


niedziela, 18 maja 2014

POMOCY!!!

Siemka, mam dla was taką trochę, chyba mało ważną nowinę. Mam taki pomysł żeby zacząć pisać nowego bloga, oczywiście tego dokończę! Mam problem, bo nie wiem jakiego chłopaka z One Direction wziąć za głównego bohatera (główna bohaterka to Lily Collins) Chciałam was poprosić o to abyście w komentarzach pisali kogo chcecie widzieć w blogu. Pozdrawiam i kocham <3
PS, Możecie też dać mi przykłady imion angielskich, wtedy będę wam BARDZO wdzięczna ;)

środa, 14 maja 2014

ROZDZIAŁ 5, CZĘŚĆ 2

Korków na szczęście nie było więc dojechałyśmy w miarę szybko. Kiedy weszłyśmy do środka pomieszczenia moje nozdrza "otulił" nieprzyjemny zapach, alkoholu i papierosów. Pierwsze co zrobiłyśmy to usiadłyśmy przy stoliku w ciemnym rogu, by móc jakoś porozmawiać, nie sądziłyśmy, że będzie tutaj tyle ludzi w dniu przed świętami.
- Co chcecie do picia? - zapytała Veronica wstając.
- To co zawsze. - odparłyśmy we dwie.
Dziewczyna kiwnęła krótko głową i zniknęła między roztańczonymi sylwetkami ludzi. Rozmawiałyśmy z brunetką na temat planów na sylwestra. Próbowała mnie namówić żebym została z nimi w Londynie, ale zaprzeczyłam, obiecałam, że wrócę do Paryża.
- Musze do toalety, zaraz wracam. - poinformowałam dziewczynę i poszłam w wyznaczone miejsce. Weszłam do wolnej kabiny i załatwiłam swoje potrzeby.Wyszłam i podeszłam do stolika przy, którym siedziała już Veronica i razem z Lucy popijały drinki. - Jestem. - uśmiechnęłam się.
- Dlaczego nie chcesz z nami tutaj zostać? - zapytała smutna Vera.
- No przecież jestem. - odparłam zdziwiona.
- Ale na sylwestra.
- To nie tak, że nie chcę z wami zostać, ale jestem umówiona już z przyjaciółmi z Paryża. - odpowiedziałam delikatnie się uśmiechając.
- A kiedy znowu nas odwiedzisz?
- Kiedy tylko będę miała czas. - popiłam drinka.
Rozmawiałyśmy na różne tematy. Nie wypiłyśmy też dużo. Z czasem ludzie zaczęli się rozchodzić, a my nim się obejrzałyśmy była już 4 nad ranem.
- Wracamy? - zasugerowałam.
- Hmm, tak, to nie jest zły pomysł.
Wstałyśmy i wyszłyśmy z klubu. Stwierdziłyśmy, ze pojedziemy samochodem, nie byłyśmy pijane.
Droga do domu nie zajęła nam długo. Kiedy wysiadłam, a one chciały jechać, zapytałam.
- Chodźcie, prześpicie się u mnie, a rano wrócicie do domu. Jakoś boje was same puścić. - zaśmiałam się cicho. - No chodźcie.
Wysiadły z auta i za mną weszły do domu. Po cichu weszłyśmy na górę i każda z nas wzięła krótki prysznic. Następnie we trójkę położyłyśmy się w moim łóżku. Zdecydowanie było za mało miejsca, ale to tylko jedna noc.



- Lucy wstawaj, musimy już jechać! - krzyknęła Veronica do dziewczyny dalej smacznie śpiącej.
- Dlaczego?
- Jest już 10, a my musimy dojechać jeszcze do domu i przygotować się i pomóc rodzicom. - zaczęła wymieniać na palcach, a ja zaczęłam się śmiać.
- Chodźcie  zjeść chociaż śniadanie. - powiedziałam uśmiechnięta.
- Zjemy u siebie. - odparły równo.
- Jak chcecie. - wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół z zamiarem zrobienie trzech kaw.
- Dzień dobry! - krzyknęłam wchodząc do kuchni, gdzie byli wszyscy.
- Hej, są u ciebie koleżanki i w ogóle o której wczoraj wróciłyście? - zapytała mama.
- Tak, są ale zaraz jadą, po prostu nie chciałam ich o prawie 5 puszczać samych więc wpuściłam je do domu, ale tylko na noc i tak jak już wcześniej powiedziałam byłyśmy w domu koło 5.
- O Boże, tak póxno? - zapytała zdziwiona babcia.
- Czy ja wiem, czy późno. - wzruszyłam ramionami. - Okej, nie ważne, jest zrobiona kawa czy trzeba robić?
- Jest. - powiedziała ciocia kiwając głową.
Nalałam ciemny i ciepły napój do trzech dużych kubków i poszłam z nimi na górę.
- Jak nie chcecie jeść to napijcie się chociaż.
- Dzięki, kochana jesteś. Ratujesz mi życie, czy tylko ja mam wrażenie jakbyśmy wypiły nie wiadomo ile, bo tak mnie głowa boli? - westchnęła Lucy.
- Tak, tylko ciebie. - odparłam z Verą.
- My będziemy już lecieć. - odparła,a przytuliłam je na pożegnanie i zbiegłam na dół, zabierając dwa jabłka.
- Łapcie i uważajcie na siebie...kocham was! - krzyknęłam rzucając do schodzących dziewczyn dwa zielone owoce.
- Dzięki, też ciebie kochamy! - usłyszałam ich krzyk,a później tylko trzask drzwi.
- Co tam u was? - zapytałam rodzinę. - Dzisiaj święta... - nie dokończyłam, bo przerwał mi mój kuzyn.
- I prezenty! - krzyknął mi do ucha, na co ja się skrzywiłam.
- Dobrze. - odpowiedzieli wszyscy razem zgodnie na moje pytanie, a ja kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
- Gdzie jest Ashley?
- U siebie, wróciła nie dawno. - mama wzruszyła ramionami jakby to było dla niej normalne...muszę przyznać dużo zmieniło się od mojego wyjazdu.  Ludzie minęły tylko 2 miesiące!



Godzina 17, a łazienki już pozajmowane. Ja miałam teraz gorszy problem niż umycie się. W co ja mam się ubrać do jasnej cholery! Kiedy zaczęłam się coraz bardziej denerwować odeszłam od szafy i mojej komody wyciągnęłam lokówkę i kosmetyki. Opadłam na łóżko chowając głowę w dłonie i zastanawiając się co mam ubrać. Tak, wiem mam straszny problem, ale no wybaczcie, ale nie wypada wyjść w spodniach. Siedząc tak uświadomiłam sobie, że nie położyłam prezentów pod choinką. Niczym torpeda wyskoczyłam z pokoju z reklamówką prezentów zapakowanych w ładne, świąteczne papiery. W salonie na szczęście nikogo nie było więc rzuciłam je pod drzewko i wbiegłam ponownie do swojego pokoju wyciągając z szafy jakieś ciuchy i poszłam szybkim krokiem do łazienki, ponieważ przed sekundą się zwolniła. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel, umyłam włosy i wyszłam wycierając się dokładnie. Założyłam bieliznę, a następnie wybrane rzeczy przygotowane na szybko. Swoje włosy wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone podkręcając końcówki. Nałożyłam podkład, pomalowałam rzęsy i zrobiłam kreski eyelinerem,a usta pomalowałam błyszczykiem. Spryskałam się jeszcze szybko perfumami i spojrzałam w lusterko. Chyba nie wyglądałam najgorzej. Wyszłam z pomieszczenia i spojrzałam na zegarek. Cholera była już 19:55. Zeszłam szybko na dół, a tam wszyscy czekali na mnie, szczerze, przyzwyczaiłam się już do tego, zawsze tak było i juz chyba zawsze pozostanie. Ze względu na mojego kuzyna, podzieliliśmy się opłatkiem, a później przeszliśmy od razu do otwierania prezentów. Powiem, ze mnie nie kręciło zawsze ta część świąt, ponieważ zawsze wiedziałam co dostanę. Już kiedy skończyłam 10 lat, kiedy się mnie pytali co chcę na święta, zawsze padała ta sama odpowiedź, PIENIĄDZE. Nie przeszkadzało mi to nigdy, bo wole kupić sobie coś sama niż mieć coś czego nie będę nosić, używać. Otworzyłam swoje prezenty, od cioci, wujka i babci dostałam pieniądze, podziękowałam im, a od mamy dostałam kluczyki. Moja rodzicielka kazała mi wyjść przed dom, wykonując jej polecenia nałożyłam na siebie płaszcz i wyszłam. Przed domem stał duży Range Rover. Tak to jest to co zawsze chciałam dostać. Z szerokim uśmiechem podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Nie masz za co.
Każdemu podobał się prezent, który otrzymał. Zadzwoniłam do Louisa składając mu szybkie życzenia z okazji świąt i urodzin.  Usiedliśmy do kolacji.


- Rose, skarbie otworzysz?! - krzyknęłam mama z kuchni  kiedy po domu rozległ się dość głosny dźwię dzwonka.
- Jasne! - odkrzyknęłam i poszłam do przedpokoju.
W drzwiach stał...
____________________________________________________________
Heeej kochane i kochani <3 Udało mi sie dodac rozdział dzisiaj, krótki jak zawsze, ale jest wcześniej, dodam w weekend, bo nastepny cały tydzień, no prawie cały od poniedziałku do piątku nie będzie mnie :( Ale sobie beze mnie poradzicie, spokojnie ;) Tak, gadam jak zawsze...czyli bez sensu...ok mniejsza. Jak sie podobał, po mimo tego, że krótki? Piszcie w komach! Mam jeszcze do was pytanie czy chcielibyście więcej takich momentów pisanych w trzeciej osobie, czy nie bardzo przyopadło wam to do gustu? Tak się pytam, bo chcę, żeby lepiej wam się czytało. I....takie pytanie, nie wiem czy pamietacie o tym, ale jak myślicie, jaki sekret ma Harry z Zaynem, którego za wszelką cenę nie chciał powiedzieć naszej Rose? Nie wiem czy pojawi sie to szybko, ale postaram sie was trzymać dłużej w niepewności :) Kocham denerwować ludzi <3 Jak myślicie kto przyszedł do ich domu w czasie świąt...Harry...a może nie? haha xD Jeśli mi sie uda to rozdział dodam w weekend, ale nie obiecuję, Kocham i juz tęsknię <3

sobota, 10 maja 2014

ROZDZIAŁ 4, CZEŚĆ 2

                                           NARRACJA 3 OSOBOWA
Następne dni mijały jej bardzo szybko, próbowała nie przejmować się tymi całymi odwiedzinami Louisa - przyjaciela Harrego. Mimo wszystko jej mama wiedziała, że coś jest nie tak. Co prawda nie lubiła nigdy chłopaka o pokręconych, brązowych włosach i szmaragdowych oczach. Teraz chciała dobra córki, a największe szczęście dawał jej Harry. Wiedziała, że ma mądrą córkę, ale wciąż bała się o nią by nie zrobiła sobie nic złego. Natomiast Harry, on miał na święta pojechać do rodziny, dlatego nie musiał przejmować się całymi tymi przygotowaniami. Miał bardzo dużo czasu na przemyślenie wszystkiego, a później na użalanie się nad sobą. On dobrze o tym wiedział, że to nic nie pomoże, ale tak czuł się lepiej. Dobrze mu było kiedy wyobrażał sobie krzyczącą i wyzywającą go Rose, a jeszcze lepiej kiedy wyobrażał ją sobie uśmiechniętą, wesoło i jego z nią...całujących się...szczęśliwych. Niestety były to tylko jego marzenia, które jak on uważał, nigdy się nie spełnią . Dlaczego? Ponieważ bał się do niej pójść i przepraszać, bał się spojrzeć w jej śliczne szaro zielone oczy. Bał się po prostu ją zobaczyć. Do świat został jeden, krótki dzień, a to oznaczało dla dziewczyny i jej matki dużo pracy. Uzgodniły, że ona z Ashley pojadą po rodzinę, a mama dokończy jedzenie. Obie poszły do góry się ubrać i już po niecałych 20 minutach wychodziły z domu kierując się do taksówki, która miała je zawieść na lotnisko. Niestety były duże korków. Dziewczyna nie zauważyła jadącego za nimi auta, a przede wszystkim nie wiedziała kto w nim siedzi. Był to Harry. On niestety tez nie spojrzał w głąb małej, żółtej taksówki, skąd miał wiedzieć, że siedzi w niej dziewczyna, która kocha ponad wszystko i tak strasznie za nią tęskni. Chłopak również jechał na lotnisko, by odwiedzić swoją rodzinę, która czeka na niego aż w Los Angeles. Dojechanie do wyznaczonego miejsca zajęło im prawie godzinę, było tam bardzo dużo ludzi. Ash, wyciągnęła komórkę, oddalając się trochę i dzwoniąc do cioci by całą gromada czekali przed głównym wejście, gdzie czekają obie dziewczyny. Chłopak wychodząc z samochodu dostrzegł w oddali Rose. Wpatrywał się w nią dobre 15 minut. Według niego nie zmieniła się nic, wciąż była jego małą, delikatną dziewczyną. W końcu odwrócił wzrok gdy podeszli do nich jacyś ludzie. Pewnie rodzina.Pomyślał i wszedł do środka.Idąc na odprawę przeklinał się w myślach...dlaczego do niej nie podszedł...może dałoby to jakąś szanse na związek.
                                           NARRACJA 1 OSOBOWA
Droga do domu zajęła nam kolejną godzinę, Byłam zmęczona tym wszystkim. Moja siostra gadała z rodzina, a ja prawie zasypiałam w tej taksówce. Tak bardzo chciałam wrócić do Paryża i do swoich przyjaciół, ale bardzo chciałabym spotkać jeszcze Lucy i Veronicę, bardzo za nimi tęsknię. Po zapłaceniu za transport wyszłam z samochodu i weszłam do domu, w którym było bardzo głośno przez rozmowy dobiegające z salonu. Bardzo szybko się usadowili. Pomyślałam i poszłam za głosami. Usiadłam na fotelu nie za bardzo interesując się rozmowami osób siedzących w tym samym pomieszczeniu co ja. Teraz byłam bardzo zajęta rozmyślaniem o chłopaku, którego widziałam przed lotniskiem. Był bardzo podobny do Harrego...nawet taki sam...chociaż troszeczkę się zmienił. 
- Rose, możemy porozmawiać? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos starszej kobiety.
- Jasne babciu. - odparłam uśmiechając się delikatnie i podeszłam do niej. 
- Coś się stało?
- Nie, a co miało?
- Siedzisz tak sama na fotelu, jesteś zupełnie w innym świecie, a czasami mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczesz. - niestety tak jak babcie powiedziała pierwsza łza spłynęła po moim policzku, którą ona szybko starła. - Chodźmy na górę, tam jest cicho i porozmawiamy na spokojnie. 
- Opowiesz mi co się stało? - zapytała, kiedy razem usiadłyśmy na łóżku w moim pokoju.
- To nie jest nic wielkiego, nie chcę cię zanudzać. - powiedziałam kręcąc głową.
- Nie będziesz, powiedz.
- Chodzi o chłopaka, byłam z nim szczęśliwa, niestety w jeden dzień kiedy spacerowaliśmy po parku strasznie się pokłóciliśmy, ja zaczęłam uciekać i wpadłam pod samochód. Z tego co mama mi opowiadała, straciłam przytomność i zawieźli mnie do szpitala. Wpadłam w prawie roczną śpiączkę, ale kiedy się obudziłam koło mnie nie było Harrego. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał, kiedy straciłam do końca nadzieje, wyjechałam do Paryża i teraz tam mam nowych przyjaciół. - opowiedziałam jej wszystko w skrócie i wybuchłam jeszcze większym płaczem. Przytuliłam się do niej, a ona głaskała mnie po plecach. Po jakimś czasie obie zeszłyśmy na dół, chyba nawet nikt nie zauważył naszego zniknięcia. Babcia usiadła na fotelu, a ja na podłodze przy kanapie. Wszyscy rozmawiali o tym, co będą robić na sylwestra. Mnie ta rozmowa nie kręciła, siedziałabym pewnie tak dalej nudząc sie gdyby nie telefon, który przerwał wszystkim rozmowę.
- To mój! - krzyknęłam i po chwili nie było już mnie w salonie. Usłyszałam jeszcze ciche śmiechy, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. - Halo? - odebrałam.
- Cześć Rose, słyszałyśmy, że jesteś w Londynie, czemu nic nie mówiłaś, ze miałaś wypadek i w ogóle tyle się działo przez te 2 lata, a co najważniejsze przez tak długi czas się nie widziałyśmy! - usłyszałam pisk po drogiej stronie...bardzo znajomy pisk dziewczyn, Lucy Vera.
- Wiecie jak za wami tęskniłam, a nie dawałam znać, bo myślałam, że zapomniałyście. - wzruszyłam sama do siebie ramionami. 
- O tobie, nie dało rady. - zaśmiałyśmy się.
- Wyjdziemy gdzieś dzisiaj? - spytała Lucy.
- Klub? - zaproponowała Veronica.
- W ogóle się nie zmieniłyście. - westchnęłam chichocząc.
- To?
- Za 1 godzinę pod moim domem. - powiedziałam, one przytaknęły, rozłączyłam się i pobiegłam na dół. - Ja wychodzę za godzinę, nie czekajcie na mnie, będę późno, bardzo późno, wezmę kluczę, nie martwcie się. - powiedziałam na jednym wdechu i pobiegłam do swojego pokoju. Stanęłam pod szafą zastanawiając się co na siebie włożyć, był problem, ponieważ:
- Musiałam wyglądać "seksi",
- szłam do klubu,
- było cholernie zimno.
Taaa, po 15 minutach wybrałam odpowiedni zestaw i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, pomalowałam, a włosy związałam w warkocza, zarzucając go na ramię. Popsikałam się jeszcze perfumami. Z myślą, że wyglądam ładnie zeszłam na dół, gdzie chciałam poczekać na dziewczyny. Moja mama kiedy mnie zobaczyła, zakrztusiła się kawą.
- Gdzie ty chcesz iść w taką pogodę tak ubrana? - zapytała z wytrzeszczonymi oczami.
- Będziemy jechać chyba samochodem. - powiedziałam uśmiechając się niewinnie.
- Gdzie idziecie?
- Do klubu.
- I jak wy później wracać samochodem?
- Jakoś sobie poradzimy. - powiedziałam śmiejąc się.
- To nie jest śmieszne. 
- No ok, to na wszelki wypadek pójdę założyć rajstopy cieliste i kurtkę. - powiedziałam i w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. - To do mnie. - podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Stały tak dwie dziewczyny, ubrane podobnie jak ja. - wejdźcie. - wskazałam ręką.
- Niegdzie nie wyjdziecie. - usłyszałam głos mojej rodzicielki dobiegający z salonu. - Jest za zimno. Albo pójdziecie do pokoju Rose i ona wam coś pożyczy, albo zostajecie w domu. - powiedziała stanowczo, a my poszłyśmy do pokoju. U mnie założyłyśmy rajstopy i każdej dałam jakąś kurtkę, zeszłyśmy na dół i żegnając się pojechałyśmy do klubu. 
__________________________________________________________
Czy tylko ja zauwazyłam, że prawie w każdej notce są jakieś przeprosiny? Xd dzisiaj chciałam przeprosić za to, że wyszedł strasznie krótki, jak zresztą wszystkie rozdziały ostatnio i jakiś taki dziwny wyszedł...czy tylko ja tak sądzę? No cóż nie ważne. Za dwa miesiące wakacje, WRESZCIE. Teraz chciałbym was ostrzec przed tym, że w lipcu, od 13, gdzies do około 30 nie będą pojawiały sie rozdziały, ponieważ jadę na obóz i jakoś teraz nie apmiętam do kiedy on jest, haha xD. Napiszę wam to jeszcze później i postaram się dodać dużo rozdziałów przed 13 lipca, taka tam niespodzianka ode mnie :). Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą moja nieobecność w lipcu i że dzisiejszy rozdział się podobał ;) Komentujcie i piszcie swoje opinię - no tak chyba własnie na tym polega komentowanie. Dobra nie ważne, chyba jest cos ze mną dzisiaj nie tak, papa KOCHAM <3 DOBRANOC :*

Ps, i tak jak zawsze nie wiem kiedy będzie następny rozdział postaram się jak najszybciej! 
 


 

piątek, 2 maja 2014

ROZDZIAŁ 3, CZĘŚĆ 2

Na początku chciałam was strasznie przeprosić za to, że tak późno dodaje ten rozdział, ale ostatnio nie miałam czasu i tak jakoś wyszło...no ale jest :)
__________________________________________________________________

Kiedy weszłyśmy do domu obie się zdziwiłyśmy, bo Ashley myła już podłogi.
- Chyba mnie posłuchała. - szepnęłam do mamy uśmiechając się.
- Co ty jej powiedziałaś?
- Po prostu ją poprosiłam...nie wiedziałam, że mnie posłucha. - wstrząsnęłam ramionami i poszłam do kuchni zanieść zakupy.
- Daj, resztę ja umyję. - powiedziałam uśmiechając się do siostry.
- Umm...na pewno. - nie była zbyt przekonana. Jeszcze tego by brakowała, że włsna siostra się mnie przestraszyła.
- Tak, idź ze znajomymi gdzieś, tylko nie przyprowadzaj ich tutaj. - oznajmiłam.
- Dobra i dzięki. - odpowiedziała i pobiegła do przedpokoju ubierając się i wychodząc trzaskając lekko drzwiami.
Skończyłam szybko i od razu poszłam do kuchni aby pomóc mamie w przygotowaniach do świąt.
                                                     HARRY
Siedziałem w salonie i oglądałem telewizję, odkąd Rose wyjechała...co ja gadam odkąd miała ten pieprzony wypadek strasznie mi się nudzi, nie mam co robić i jedynym pocieszeniem są dla mnie kluby i dziewczyny. Nie powinienem się tak zachowywać, ale...no właśnie zawsze jest jakieś "ale".
Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi trochę się przestraszyłem, wstałem i niechętnie podszedłem do drzwi otwierając je.
- Harry, ona wróciła! - krzyknął Louis, mój najlepszy przyjaciel.
- Kto?
- No Rose...- zaniemówiłem, ona WRÓCIŁA.
-Widziałeś ją?
- Tak, kiedy byłem na zakupach, była ze swoją mamą na zakupach, chyba na święta. Później za nią jechałem i mieszka tam gdzie wcześniej. - powiedział na jednym wdechu.
Poszedłem do kuchni i z lodówki wyciągnąłem pepsi, a z szafki dwie szklanki. Wróciłem do salonu i nalewając napój do naczyń.
- Podszedłeś do niej, gadałeś z nią, widziała cię? - zadawałem mnóstwo pytań.
- Nie, nie i nie. - wytłumaczył. - widziałem ją z daleka, śmiała się, wyglądała na szczęśliwą.
- To...dobrze.
- Tęsknisz za nią. - przyznał.
- Strasznie.
- Wiem, Harry, widać. - poklepał mnie pocieszająco po ramieniu.
- To byś nie tęsknił?
- Pewnie tak, za tak świetną dziewczyną na pewno. - przyznał.
- No właśnie, byłem takim debilem, że ją zostawiłem, ale ja po prostu zacząłem tracić nadzieję. - powiedziałem i pierwsze łzy spłynęły mi po policzkach, szybko je wytarłem żeby Lou tego nie zobaczył.
- Stary nie będę ci mówił, że znowu ze sobą będziecie, bo nie jestem tego pewny. - powiedział przytulając mnie po przyjacielsku.
                                                          LOUIS
Było mi go cholernie szkoda. Wiem to dziwne, ale nie codziennie widzi się swojego przyjaciela, który nigdy nie okazuje swoich uczuć i pobił by każdego kto go wkurzy, a teraz płacze za dziewczyną, którą stracił 2 lata temu. Rozumiem go. Pogadaliśmy jeszcze trochę i później musiałem iść już do domu. Pożegnałem się z nim i wyszedłem, kiedy miałem wchodzić do siebie do domu zrezygnowałem i zacząłem iść w stronę domu mamy Rose. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale chciałem po prostu zobaczyć czy jest jakaś szansa. Po krótkim czasie byłem na miejscu, zapukałem do drzwi. Nie musiałem czekać długo, bo po chwili otworzyła mi drzwi dziewczyna.
- Ashley wiesz jak się o ciebie...Louis? Co ty tu robisz?
- Przyszedłem pogadać.
- Um...chyba nie mamy o czym.
- Chyba jednak mamy. - powiedziałem i wszedłem do środka. Ściągnąłem buty i poszedłem do jej pokoju na górę przechodząc przez salon omijając zdziwioną mamę Rose, przywitałem się i poszedłem do góry.
- No słucham. - poganiała mnie kiedy oboje usiedliśmy na łóżku.
- Chodzi o Harrego...- westchnąłem.
- Domyślam się. - odpowiedziała trochę oschle.
- Nie przerywaj mi...On cierpi, bardziej niż myślisz...żałuje tego co zrobił. - powiedziałem.
- Ja też cierpię, ale co ty myślisz co w ogóle on sobie myśli, że przyśle tutaj ciebie i wszystko będzie dobrze, a ja rzucę mu się na szyję, ale nie, mógł myśleć wcześniej zanim postanowił pieprzyć dziwki kiedy ja byłam w tej chorej śpiączce, która w większej części była spowodowana przez niego! - krzyczała, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Nie zastanawiając się podszedłem do niej i przytuliłem, na początku się wyrywała, ale później wtuliła się we mnie jak małe, wystraszone dziecko w mamę...no w moim przypadku tatę.
- Shhh, on mnie nie przysyłał, chciałem przyjść i was pogodzić, bo oboje cierpicie. - szepnąłem jej do uch.
- Ale ja już chyba nie chcę...
- Czego? - zapytałem zdziwiony nie widząc o co chodzi.
- Nie chcę z nim już być. - szepnęła prawie niesłyszalnie.
- Ale...
- Nie ma żadnego ALE ja po prostu nie chcę, kiedy ja leżałam w szpitalu ten idiota stracił tą pieprzona nadzieje i myślał że dziwki mu pomogą, a ja czekałam na niego w Londynie, ale później ja straciłam nadzieje kiedy prawie codziennie widziałam go z inną dziewczyną, a kiedy już pomału zapomniałam ty tutaj przychodzisz.
-  Przepraszam...chciałem waszego dobra.
- Nie masz za co...to Harry powinien przyjść i przeprosić.
- No dobra, ale spróbuj zrozumieć też jego.
- Nie dam rady, od początku naszego poznania próbowałam i do tej pory nie umiem.
- Ja już muszę lecieć, przepraszam, że przeszkodziłem, cześć.
- Louis...spotkamy się jeszcze żeby pogadać?
- Jasne, nie widzę problemu. - uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie co ona odwzajemniła i wyszedłem z pokoju.
                                                       ROSE
Kiedy chłopak wyszedł położyłam się na łóżko, patrzyłam w sufit i płakałam. Dlaczego ja mu kurwa powiedziałam, że nie chcę już być z Harrym? Chyba nie myślałam, a może mówiłam to co kazał rozum? Czy tylko ja nigdy nie wiem czy słuchać serca, czy rozumu? Fajnie byłoby poczuć znowu to znane ciepło, ten znany smak ust, który napotykał mnie kilka razy dziennie, znowu spotkać tego chłopaka z burzą miękkich loków na głowie, zielonymi, pięknymi oczami, w których tak łatwo można było się zatopić. Ja ko po prostu kochałam i nie wiadomo co bym zrobiła i tak w głębi w serca nigdy się to nie zmieni. To była moja pierwsza, PRAWDZIWA miłość, a takie podobno najtrudniej zapomnieć...
- Rose, wszystko okej? - zapytała mama wchodząc do środka.
- Tak, a co?
-  Płaczesz strasznie głośno i słychać cię w całym domu.
- Przepraszam... - szepnęłam i wtuliłam się w nią jeszcze bardziej niż w Louisa...






poniedziałek, 21 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 2, CZĘŚĆ 2

Każdy dzień wyglądał tak samo, teraz pakuję się bo za 1,5 godziny muszę wyjść aby zdążyć na samolot, który zawiezie mnie do Londynu. Wreszcie zobaczę mamę, tak strasznie za nią tęsknię. A co do prezentów... kupiłam jej bilet na krótkie wakacje w Hiszpanii i jakieś drobiazgi. Ten odpoczynek należy jej się za to co do tej pory przeszła. Tata niestety do niej nie wrócił, o ile mi wiadomo wzięli rozwód i nie mają już ze sobą kontaktu. Ash podobno strasznie się zmieniła, nie wiem jak dokładnie, ale wiem do czego jest zdolna i boje się trochę, a jeśli o niej mowa, nie kupowałam jej nic, po prostu dam jej pieniądze, wiem poszłam na łatwiznę, ale na prawdę nie wiedziałam co jej kupić. Kiedy kończyłam już pakowanie usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Wejść! - krzyknęłam nie zwracając wielkiej uwagi kto wchodzi do środka.
- Siema Rose! - usłyszałam krzyk moich przyjaciół.
- Hejka. - odpowiedziałam im odwracając się w ich stronę z uśmiechem na twarzy.
- Gotowa?
- Dajcie mi 5 minut. - powiedziałam i pobiegłam do łazienki, z której wzięłam kosmetyczkę i wróciłam  z powrotem do salonu. - Już
- Za ile wychodzisz to odwieziemy cię? - zapytała Bella.
- Za...godzinę. - oznajmiłam spoglądając na zegarek.
- To co robimy? - zapytał Sean.
- Możemy pogadać. - zaproponowałam, a on tylko ziewnął teatralnie na co razem z dziewczyną zaśmiałyśmy się.
- Co dziewczyny widzą w tym takiego ciekawego?
- Nie wiem, jak chcecie możemy wyjechać wcześniej i pójdziemy do kawiarni na lotnisku.
- Nie zły pomysł. - wzruszył ramionami i wziął moją walizkę i pokierował się w stronę drzwi wyjściowych.  Pokierowałyśmy się do przedpokoju, w którym się ubraliśmy, ja zamknęłam za sobą drzwi i wyszliśmy z bloku wchodząc do samochodu chłopaka.
- Na ile tam jedziesz?
- Myślę, że po świętach zostanę jeszcze na jakiś czas, może wrócę na sylwestra, dam wam jeszcze znać. - poinformowałam ich na co oni zrobili trochę smutne miny. - Co jest?
- Nic, po prostu będzie tu nudno bez ciebie. - powiedzieli robiąc smutne minki na co ja się zaśmiałam. - Nie śmiej się taka prawda. - czasami zastanawiam się jak to jest możliwe, że nie są rodzeństwem, jak robią i mówią wszystko to samo w tym samym czasie.
- Wiem, wiem, ale postaram się wrócić jak najszybciej. - powiedziałam, a oni uśmiechnęli się.
Reszta drogi przeminęła w bardzo przyjemnej atmosferze, śmialiśmy się, żartowaliśmy, śpiewaliśmy. Kiedy wyszliśmy z samochodu Sean wziął moją walizę, ZNOWU i wszyscy pokierowaliśmy się do kawiarni na lotnisku. Zamówiliśmy 3 małe kawy i dla każdego po kawałku ciasta. Niestety przyszedł czas żegnania się, jak ja tego nienawidzę.
- Będziemy do ciebie dzwonić. - powiedziała Bella.
- Ej, ale wiesz, że ja nie wyjeżdżam na zawsze tylko na najwięcej dwa tygodnie? - zapytałam upewniając się.
- Wiem, ale to wieczność! -pisnęła, a większość ludzi patrzyła na nią jak na debilkę, a ja wybuchłam głośnym i niepohamowanym śmiechem.
- Uważaj na nią. - powiedziałam tuląc się do chłopaka na co on kiwnął lekko głową i zaśmiał się cicho.
- Pasażerowie lotu 177 z Paryża do Londynu proszeni są pokierować się na odprawę, a następnie na pokład samolotu. - powiedział głos wydobywający się z głośników.
- Muszę iść. - przytuliłam się do nich szybko i poszłam na odprawę. Minęła bardzo szybko, bo nie było zbyt dużo osób.  Po tym jak weszłam na pokład, samolot po krótkim czasie wystartował. Kiedy wzbił się wysoko można było odpiąć pasy, czego ja nie zrobiłam, ponieważ tak czułam się bezpieczniej. Lot miał trwać około 3 godzin, a ja jak zawsze nie wiedziałam co mam robić. Po dość długim zastanowieniu wyciągnęłam ze swojej torebki słuchawki i książkę. Po jakimś czasie urwał mi się film, taaa, po prostu zasnęłam. Obudził mnie damski głos.
- Proszę pani, niech pani się obudzi, wylądowaliśmy jakieś 10 minut temu. - powiedziała łagodnym głosem.
- Jejku, przepraszam. - odpowiedziałam na co ona tylko się zaśmiała i powiedziała krótkie "nie ma za co".
Wzięłam bagaże i wyszłam na parking. Rozglądałam się za nie dużym, ale równiez nie małym, czerwonym samochodem. Zadowolona popegłam tam kiedy go zobaczyłam i mocno przytuliłam się do mamy.
- Tęskniła. - szepnęłam i pocałowałam ją w policzek.
- Ja też, zmieniłaś się. - uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, raczej nie. A tak w ogóle to jak tam Ashley?
- Nawet nie pytaj, od twojej wyprowadzki i po tym kiedy dowiedziała sie o tym, że rozwodzę się z tatą strasznie się zmieniła i ona i jej styl, typowa buntowniczka, chodzi poubierana na czarno i wygląda strasznie, jest bardzo nie miła...a z resztą zobaczysz ją za jakieś 30 minut jeśli w ogóle będzie w domu. - westchnęła, zrobiło mi się jej trochę szkoda, bo w nikim nie ma teraz wsparcia, może rzeczywiście powinnam przyjeżdżać do niej wcześniej? Wsiadłam razem z moją mama do samochodu i pojechałyśmy do domu. W drodze zadzwoniłam do moich przyjaciół, że doleciałam i jadę już z mamą, pogadaliśmy chwilę, a później się rozłączyłam i wróciłam do rozmowy z mamą.
- Jak w szkole, pracy, w ogóle jak życie? - zadawała bardzo dużo pytań na co ja tylko chichotałam pod nosem.
- Dobrze, w szkole jest spoko, na pracę nie narzekam i idzie się jakoś utrzymać, a w Paryżu mam dwójkę przyjaciół Seana i Belle. - wytłumaczyłam na co się uśmiechnęła.
- To dobrze, ciesze się, że się usamodzielniłaś, tylko wciąż jestem na ciebie trochę zła, za to że nie chcesz dac mi swojego adresu, żebym nie wysyłała ci pieniędzy, a mi jest tak głupio, a tak pewni byłoby ci troszeczkę łatwiej. - powiedziała i zasmuciła się.
- Mamo, ale mi naprawdę nie sa one potrzebne, przecież ja mam pieniądzę i nawet ich nie wydaję przez cały miesiąc, bo nie mam na co, tym bardziej, że jestem sama i nie mam na co ich wydawać, także na biedę nie narzekam. - powiedziałam i uśmiechnęłam się żeby mi uwierzyła.
- Ale gdybyś miała te pieniądze, nie martwiłabyś się, ze na coś ci nie starczy.
- Ale ja się nie martwię, nic mi nie brakuję, a w razie czego mam przyjaciół, którzy mi pomogą, ale jeszcze nigdy ich o to nie prosiłam, bo nie było potrzeby.
- Tylko, że ja też teraz mam dużo pieniędzy, bo dostaję alimenty na Ash i jeszcze mam swoją pracę i na koniec miesiąca zostaje mi strasznie dużo pieniędzy, które mogłabym przelewać na ciebie. To podasz mi go, a ja obiecuję, że nikomu go nie podam i będę wysyłać tyle ile będziesz chciała. - powiedziała robiąc słodkie oczka i uśmiechając się szeroko.
- Ugh, no dobrze.
- Jest wreszcie udało mi się ciebie namówić! - zaczęła krzyczeć w samochodzie, a ja śmiałam się z niej, bardzo dawno jej nie widziałam i bardzo za nia tęskniła, ciesze się że przyjechałam tutaj.
- Mamo patrz na drogę, bo jeszcze spowodujesz wypadek. - ostrzegła.
- No tak żebym była na tyle głupia, że az własna córka musi mnie upominać. - zasmiała się.
Nim się obejrzałyśmy byłyśmy już na miejscu. Wyszłam z samochodu i z bagażnika wyciągnęłam swoją walizkę i razem z mama weszłyśmy do domu, w którym grała strasznie głośna i ciężka muzyka. Razem z mama  pokierowałyśmy się do salonu, gdzie siedziała moja siostra z kolegami i koleżankami, mieli irokezy...o boże to wyglądało strasznie. Nie poznawałam jej jak ona przez tak krótki czas mogła sie tak zmienić?
- Ashley mogłabyś przeprosić swoich kolegów żeby wyszli, bo mamy gościa. - powiedziała, ale było widac, że jest strasznie zmęczona ciągłym powtarzaniem jej tego, żeby była grzeczniejsza. Tak strasznie jest mi jej szkoda. A co jest najlepsze to jeszcze nie było wszystko.
- Spierdalaj ja tez mam gości, a ty mogłabyś zrobić coś do jedzenia, bo jesteśmy głodni, a ty zamiast siedzieć w kuchni, pojechałaś po nią nie wiadomo po co, także idź do kuchni. - po tym co usłyszałam byłam w szoku, jak można było się tak zachowywać i w tak krótkim czasie stracić szacunek do ludzi? Mama chyba też pierwszy raz usłyszała od niej takie słowa, bo ze łzami w oczach poszła do kuchni....teraz ja byłam strasznie wkurzona.
- Dobra impreza skończona, jesteście kurwa głodni to wypierdalać na miasto, a nie wykorzystywać moja mamę do wszystkiego, ręce wam kurwa do dupy przyrosły, czy jesteście tacy głupi, że nie potraficie sobie zrobić czegoś do jedzenia, jak można być tak pojebanym!!! - krzyknęłam i wyłączyłam muzykę.
- Zamknij się i idź pomóc mamie!!! - odkrzyknęła mi siostra, nie poznaje jej.
- Jesteś głodna to idź sama zrób sobie coś do jedzenia, ani ja, ani mama nie jesteśmy twoimi służącymi i nie będzie robić za ciebie rzeczy, które potrafi robić 5 letnie dziecko! A wy co się tak kurwa patrzycie, powiedziałam, wyjazd stąd, albo pożałujecie w ogóle, że kiedykolwiek tu przyszliście!  - krzyknęłam,a kiedy zobaczyłam, że się śmieją zdenerwowałam się jeszcze bardziej, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Po czym przyszłam z powrotem do salonu i ZNOWU krzyknęłam.
- Albo wyjdziecie stąd sami albo nie ręczę za siebie! - dalej stali...
Podeszłam do pierwszego, a było ich czterech i ciągnąc za koszulkę podeszłam do otwartych drzwi i kopiąc go w tyłek "wyrzuciłam" z domu. Tak samo zrobiłam z pozostałą czwórką, a kiedy skończyłam wyszłam na podwórko.
- Żebym was tu więcej nie widziała, bo zadzwonię na policję! - zamknęłam za soba drzwi i weszłam do salonu.
- A ty co kuźwa, jesteś z siebie dumna? Jesteś? Czy nie widzisz, że twoje zachowanie kurwa jest żałosne, że tym sposobem krzywdzisz mamę, która dla ciebie tyle zrobiła? Jesteś żałosna i chyba jakaś pojebana, bo jak można powiedzieć tak do matki i jeszcze się z tego śmiać?! Jak na razie dla mnie jesteś nikim! - krzyknęłam i poszłam do kuchni, w której siedziała zapłakana mama.
- Nie powinnaś tak do niej mówić.
- Powinnam, albo nie, może wreszcie zrozumiała. - wzruszyłam ramionami i ją przytuliłam.
Resztę dnia spędziłyśmy na oglądaniu horrorów, komedii i innych typów filmów. Moja siostra wróciła do domu koło 1 nad ranem, nawet nie wiem kiedy wyszła, ale to taki szczegół. Razem z mama poszłyśmy spać około 3 nad razem.




Następnego dnia wstała o 13 i nie zastanawiając się poszłam do łazienki i wzięłam długa kapiel, wczoraj się nie myłam, bo byłam za bardzo zmęczona. Po tym kiedy umyłam się łącznie z włosami wyszłam owinięta w sam ręcznik i stanęłam przed szafa zastanawiając się w co się ubrać. W końcu postawiłam na prosty zastaw. Zamykając się w pokoju, szybko się ubrałam i ponownie weszłam do łazienki, zostawiłam w niej ręcznik, włosy zostawiłam rozpuszczone i zrobiłam jak prawie zawsze lekki makijaż.Zeszłam na dół, a w jadalnie była już mama i czekała na mnie ze śniadaniem.
- Cześć. - powiedziałam i pocałowałam ja w policzek. - Skąd wiedziałaś, że zaraz zejdę?
- Hej, słyszałam jak się myłaś więc postanowiłam zrobić śniadanie, a że prawie nic nie ma w lodówce to stwierdziłam, że zrobię kanapki. - odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam sie do niej przyjaźnie.
- Moze pójdziemy dzisiaj na zakupy? - zapytałam.
- No dobrze, od razu zrobimy wstępne zakupy na święta. - powiedziała i posprzątałyśmy po naszym posiłku.
Trzeba było już zacząć pomału szykować jedzenie na święta, był już 19 grudnia, a niedługo przyjedzie rodzina więc trzeba być przygotowanym.
- Ja pójdę powiedzieć Ashley, że wychodzimy. - powiedziałam i pobiegłam na górę.
- My wychodzimy na zakupy, jakbyś mogła to ogarnij chociaż trochę salon, chodzi mi tutaj tylko o poodkurzanie. - powiedziałam trochę oschle w jej stronę. - Aha, bądź grzeczna na  świętach i ubierz się...w bardziej kolorowe ciuchy. - powiedziałam i zbiegłam na dół. - Możemy iść. - oznajmiłam mamie i szybko ubrałam buty i kurtkę. Wyszłyśmy zamykając za sobą dom, weszłyśmy do samochodu mamy kierując się do sklepu. Po krótkim czasie mama parkowała już pod budynkiem, następnie wyszłyśmy i weszłyśmy do sklepu. Chodziłyśmy z wózkiem między półkami i wrzucałyśmy do niego różnego rodzaju produkty spożywcze potrzebne nam na święta. W końcu podeszłyśmy do kasy, zapłaciłyśmy za wszystko i obładowane torbami weszłyśmy do samochodu, przedtem wkładając do bagażnika wszystkie zakupy i pojechałyśmy do domu.
_____________________________________________________
Hejka ludzie udało mi się dzisiaj rozdział dodac, jak wam się podobał? opinie piszcie w komentarzach" :) Nie jestem pewna kiedy dodam rozdział, bo teraz bedę szła do szkoły i nie będe miała zbyt czasu, ale postaram się, Kocham <3

piątek, 18 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 1, CZEŚĆ 2



Budzik zadzwonił mi o godzinie 10, dobrze że dzisiaj mam do szkoły na 11:30, bo gdyby nie to pewnie bym nie poszła, trochę się wczoraj zasiedziałam z Bellą i Seanem. Wyszli wczoraj ode mnie koło 3 nad ranem, a ja musiałam się jeszcze umyć więc poszłam spać koło 4. Nie wyspałam się, nie chce mi się iść do szkoły i w ogóle mam kiepski humor. Nie rozmyślając już dłużej wyciągnęłam pierwszy lepszy zestaw z szafy i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Moje włosy były jeszcze wilgotne, widocznie nie zdążyły jeszcze wyschnąć. Nie przejmując się tym za bardzo związałam je w wysokiego kucyka, ogólnie zrobiłam poranna toaletę. Wychodząc z pomieszczenia od razu pokierowałam się do kuchni z zamiarem zrobienia sobie szybkiego śniadania. Spojrzałam na zegarek i się przeraziłam, była już 11. Wbiegłam szybko do łazienki, nałożyłam podkład i pomalowałam rzęsy. Założyłam szybko buty i kurtkę. Ten czas zdecydowanie za szybko leci. Jest już 13 grudnia, jest strasznie zimno. Zamknęłam za sobą szybko drzwi i jak najszybciej potrafiłam pobiegłam na autobus, który uciekł mi minutę temu. Nie no świetnie, teraz muszę czekać...5 minut. To jeszcze nie tak długo. Do szkoły jedzie się 10 minut, a jest godzina 11:13. Bardzo szybko się uwinęłam, ale to dobrze. Autobus będzie za 5 minut czyli pod szkołą będę 11:28, no nic najwyżej spóźnię się kilka minut. Bardzo się zdziwiłam kiedy zobaczyłam jadący autobus, na szczęście się nie spóźnię.

Jestem głodna, zdecydowanie strasznie głodna. Na moje nieszczęście ta lekcja strasznie się dłuży. Od poprzedniego zerknięcia na zegarek minęła minuta, a ja mam wrażenie, że wieczność. Do końca lekcji zostało jeszcze 15 minut. Po chwili na mojej ławce wylądowała karteczka, odwinęłam ja i przeczytałam "Idziesz ze mną dzisiaj do galerii, bo muszę popatrzeć na prezenty na święta? Bella xx". Uśmiechnęłam się i odwróciłam do ławki, w której siedzi i kiwnęłam jej lekko głową na znak potwierdzenia. Dobrze, że mi przypomniała ja tez muszę porozglądać się za prezentami, bo jadę do Londynu na święta do mamy. Będą też goście, przyjedzie ciocia z wujkiem i moim 6 letnim kuzynem i babcia. Także jest co kupować.

Wyszłam ze szkoły razem z Bellą i Seanem. Kierowaliśmy się w stronę mojego mieszkania, żeby odnieść wszystkie zbędne rzeczy i bym mogła cieplej się ubrać. Poszliśmy na przystanek i akurat podjechał autobus. Pod domem byliśmy po krótkim czasie. Weszliśmy do środka, w przedpokoju zostawiliśmy swoje torby. Założyłam jeszcze pod swój sweterek bluzkę na długi rękaw i wyszliśmy.

W środku było dużo ludzi. Były już świąteczne ozdoby i ogólnie wszystko wyglądało tak nastrojowo. Na wystawach było pełno zabawek z obniżkami.
- Rose, a ty coś kupujesz? - zapytał mnie chłopak.
- Tak, jadę na święta do Londynu i przyjedzie rodzina. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Do mnie tez przyjeżdżają, a najgorsze jest to, że musze pokupowac sporo zabawek, bo będzie duzo dzieciaków. - powiedziała dziewczyna.
- Haha, do mnie przyjeżdża tylko 6 letni kuzyn. - powiedziałam chichocząc cicho.
Chodziliśmy po sklepach nie było widać jak na razie nic nadzwyczaj ciekawego. W końcu weszlismy do sklepu z mnóstwem naprawdę fajnych zabawek.
- Sean, a ty coś kupujesz? - zapytałam.
- Tak, ale nie wiele, do mnie na szczęście nie przyjeżdżają dzieci. - zaśmiał się patrząc na lekko zdenerwowana Bellę.
Podeszłam do półki z samochodami, wybrałam sterowany czerwono czarny samochód. Nie był strasznie drogi i nawet mi się spodobał. W Londynie dokupię jeszcze jakieś dodatki do tego prezentu i będzie gotowy.
- Ja juz mam. - powiedziałam podchodząc do dwójki moich przyjaciół z zakupionym samochodem.
- Wow, szybka jesteś. - powiedzieli zaskoczeni.
- To ja idę zobaczyć jeszcze do sklepu obok tam jest biżuteria, wybiorę coś dla reszty. - powiedziałam, oni kiwnęli głową, a ja wyszłam.
W sklepie było pełno ładnych łańcuszków, kolczyków, bransoletek, zegarków i innych rzeczy. O ile pamiętam mój wujek kocha zegarki. Podeszłam do półki z wymienionym wcześniej przedmiotem i zaczęłam je oglądać. Po chwili mój wzrok natrafił na złoty zegarek był naprawdę śliczny. Ekspedientka po kazała mi go i powiedziała jakie ma funkcje bla bla bla. Kupiłam go. Cioci i babci rózwnież kupiłam jakąś  biżuterię. Mamie nie wiedziałam co kupić, ale chciałam żeby było to coś wyjątkowego...a właśnie zapomniałam jeszcze o siostrze.
__________________________________________________
Cześć wszystkim i jak wam sie podoba, moim zdaniem jest taki se... Tak jak mówiłam juz wcześniej nwm kiedy dodam nastepny rozdział ale będzie on jak najszybciej bedę tylko mogła.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI ŚWIAT WIELKANOCNYCH, SMACZNEGO JAJKA!   

środa, 16 kwietnia 2014

HEJKA

Postanowiłam, że druga część opowiadania będzie tutaj :) Nie chcę tworzyć innej stronki, po prostu mam nadzieję, że będzie to dalej czytac i że tutaj będzie lepiej :D Rozdział 1 do 2 części postaram dodać jak najszybciej :))

sobota, 12 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 14 - Epilog, pierwszej części...

Hmmm, jeśli mam być szczera tęsknię za nim...cholernie tęsknię. Minął już prawie rok odkąd się wybudziłam, a prawie dwa od tego pieprzonego wypadku. Harry całkiem urwał ze mną kontakt, nie mogłam się do niego dodzwonić, nie odpisywał na sms. Wreszcie dałam sobie spokój...może znalazł sobie inną...co ja gadam on na pewno ma inną. Obecnie nie mieszkam w Londynie, wszystko mi go tam przypominało. Kiedy bardzo go potrzebowałam, a go nie było chodziłam w miejsce, w którym mnie przeprosił, jedliśmy obiad na łódce i...straciłam z nim dziewictwo, kiedy tam byłam zawsze przypominałam sobie ten dzień i płakałam. Dlaczego tam chodziłam? Wyobrażałam sobie, że on siedzi koło mnie, a sobie próbowałam wmówić, że płaczę ze szczęścia, że mam takiego wspaniałego chłopaka. Wiem to chore. Moja mama chciała mnie nawet zapisać do psychologa, ale ja nie chciałam. Teraz próbuję o nim zapomnieć. Między innymi dlatego wyjechałam do Paryżu. Czy to pomogło i zapomniałam? Nie. Myślę o nim prawie cały czas. Nawet teraz opowiadam wam co do tej pory się wydarzyło, siedzę na kanapie w moim małym, dwuosobowym mieszkanku i płaczę, ponieważ tęsknię za nim, chciałabym żeby teraz wszedł do tego mieszkania i usiadł koło mnie i przepraszał za to, że mnie zostawił. Długo by nie musiał prosić o przebaczenie, od razu rzuciłabym mu się na ręce i przez dłuższy czas nie puszczała. W Paryżu mieszkam już dwa miesiące. Pracuję w bardzo podobnym sklepie do empika. Nie miałam szans nigdzie indziej mam ledwo 18 lat i nie do końca skończone liceum. Co prawda nie opuszczam nauki. Chodzę do szkoły, a po zajęciach i w weekendy chodzę do pracy. Bardzo zależy mi na skończeniu szkoły. Jedna z podstawowych rzeczy, które są dla mnie teraz najważniejsze. Oczywiście w tym mieście nie jestem sama, mam swoją najlepszą przyjaciółkę i przyjaciela,  Bellę i Seana.A właśnie czy utrzymuję kontakt z Niallem i Amandą?Co jest najlepsze, że nie. Tak jak Harry nie odbierają ode mnie telefonów. Fajnych przyjaciół i chłopaka miałam, prawda? Teraz ciężko jest mi zaufać ludziom, co prawda ufam bardzo Belli i Seanowi, ale tylko im, ponieważ bardzo pomogli mi z tym wszystkim. To dzięki nim mam pracę i chodzę do szkoły. Gdzie się poznaliśmy? Byłam już tydzień w Paryżu i tego dnia siedziałam akurat na ławce w parku i płakałam, podeszła do mnie ta dwójka i zapytała co się stało i czy mogą jakoś pomóc. Już na początku wiedziałam, że mogę im ufać więc powiedziałam im wszystko. Od tamtej pory bardzo się lubimy. Prawie każdą wolną chwilę spędzamy razem. Bardzo często dzwonię do mamy. Od kiedy wyjechałam z Londynu nie przyjechałam tam w odwiedziny do mamy. Często mnie na to namawia, ale ja nie chcę tam jechać, bo boje się że spotkam tam Harrego, a tego bym nie chciała... Moje rozmyślenie przerwał dzwonek do drzwi.
- Wejdźcie! - krzyknęłam, wiedząc, ze to Sean i Bella.
- Czeeee.. boże czemu płaczesz? - pisnęła Bella.
- Powinnaś się domyśleć. - szepnął do nie Sean, ale myślał, że tego nie usłyszałam.
- Nie powinnaś płakać przez tego dupka. - powiedziała z wyraźnym naciskiem na ostatnie słowo.
- Gdyby nie ja i to, że zaczęłam kłótnie nic by się nie stało! - krzyknęłam przez łzy.
- Prędzej czy później i tak by pewnie tak postąpił, bo ludzie nie mogą zmienić się całkiem, w nim zawsze zostanie ten dupek, który był w nim jeszcze zanim poznał ciebie, później ty miałaś wypadek i brakowało mu ciebie więc znalazł sobie inną i pewnie znów jest tym pieprzonym dupkiem. - powiedziała.
W pewnym sensie miała rację, ale....no ale co, ona miała rację, nie da się zmienić człowiek, nie da się w nim zmienić wszystkiego.
- Idziemy do kina? - zapytał Sean.
- Nie chcę nigdzie wychodzić, możemy obejrzeć coś tutaj. - powiedziałam, uśmiechając się lekko i klepiąc miejsca po mojej prawej i lewej stronie.
_____________________________________________________________
Hejka, krótki, ale prawie tak jak każdy epilog. W następnym poście podam wam link do drugiej części bloga, albo drugą część napiszę tutaj, nie wiem jeszcze dokładnie, ale dam wam znać :)

środa, 26 marca 2014

ROZDZIAŁ 13

...
6 MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Od wypadku Rose minęło już bardzo dużo czasu, pomału zaczynałem tracić nadzieję, że ona kiedyś się obudzi. Jest stan jest można powiedzieć krytyczny, gdyby nie szybki interwencje lekarzy była by już masrtwa jakieś 5 razy. Przepłakiwałem całe dnie, ale teraz pomału doszło do mnie, że nie ma po co,bo to i tak nie pomoże. Za ten wypadek obwiniam siebie i nikogo innego. To była moja wina, że wpadła pod ten samochód, że nie powiedziałem jej kim on jest tylko krzyknąłem, gdyby nie to pewnie by nie zaczęła uciekać. Coraz rzadziej przychodziłem do szpitala, a jak już przychodziłem to raz na 3-4 dni i siedziałem wtedy jakąś 1 godzinkę i wychodziłem. Amanda i Niall zachowują się jakby nigdy nie znali Rose, nie przychodzą, nie przyjeżdżają, a nawet nie dzwonią jak się czuje. Jedynymi osobami, które regularnie odwiedzają dziewczynę to jej mama i siostra.
                                                          
Obudziłem się o godzinie 10 poleżałem chwile i poszedłem do łazienki ubrać się. Zajęło mi to niecałe 5 minut. Zszedłem na dół, zrobiłem sobie szybkie śniadanie i wyszedłem na spacer po parku. Chodziłem patrząc się na buty, aż przez przypadek na kogoś wpadłem.
- Przepraszam, nie chciałem. - powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę siedzącą na alejce przede mną, chyba ją przewróciłem.
- Spokojnie, nic się nie stało. - powiedziała, uśmiechając się ładnie.
- W ramach rekompensaty zapraszam na kawę. - powiedziałem, złapałem ją za dłoń i poszliśmy w stronę najbliższej restauracji. Po wejściu do pomieszczenia, w którym pachniało kawą i czekoladą, usiedliśmy przy wolnym, dwuosobowym stoliku i zamówiliśmy to na co mieliśmy ochotę.
- A więc jak się nazywasz? - zapytałem.
- Kelly, a ty? - zapytała.
- Harry, ile masz lat?
- 17.
- Ja 18.
- Masz dziewczynę? - zapytała i tym wybiła mnie z tropu, nie wiedziałem co mam jej powiedzieć.
- Nie. - nie chciałem mówić prawdy.
- Serio?
- Serio, a ty masz  chłopaka?
- Nie...- chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał nam kelner podchodzący do stolika z naszymi zamówieniami. Rozmawialiśmy jeszcze długo, tematy nam się nie kończyły. Ta dziewczyna była naprawdę świetna, a na dodatek śliczna. Pewnie teraz będziecie mnie uważać za jakiegoś skurwiela czy coś, ale postanowiłem zapomnieć o Rose i zacząć nowe życie BEZ niej. Dlaczego taka była moja decyzja? Straciłem nadzieję, że ona kiedykolwiek się obudzi, ale to nie znaczy, że powiem Kelly o moim sekrecie, który jest związany z Malikiem.

Minął już prawie miesiąc odkąd spotkałem Kelly, jesteśmy razem i dobrze nam się układa. Mama Rose wiele razy do mnie dzwoniła, ale nie odbierałem, chciałem zapomnieć o Rose i jej rodzinie oraz o wszystkim co z nią przeżyłem. Wiem jestem debilem, ona mi zaufała, a ja ją zostawiłem kiedy to przeze mnie miała wypadek i trafiła do tego szpitala i jest w śpiączce ponad pół roku. Nie powinienem jej tak zostawiać, teraz powinienem siedzieć w jej sali i trzymać za rękę i z nią rozmawiać wiedząc, że i tak mi nie odpowie, a teraz zamiast być w szpitalu leżę w łóżku obok Kelly i od jakiś 2 godzin próbuję zasnąć. To był chyba błąd,ale nie uda mi się go odkręcić. Wstałem z łóżka, ponieważ już chyba nie zasnę, poszedłem do kuchni i nalałem sobie soku pomarańczowego do szklanki. Usiadłem przy stole i zacząłem płakać, przypomniało mi się jak siedziałem tu z Rose, śmialiśmy sie i piliśmy dokładnie ten sam sok, bo nie mogliśmy spać w nocy. Usłyszałem ciche hałasy za mną, szybko otarłem łzy i zachowałem się normalnie, przynajmniej próbowałem.
- Czemu nie spisz? - zapytał mnie zaspany głos.
- Mógłbym zapytać o to samo ciebie. - uśmiechnąłem się.
- Płakałeś? - zapytała podejrzliwie.
- Nie, wydaje ci się, po prostu jak nalewałem sok coś mi prysło do oka. - wytłumaczyłem, próbując się wykręcić.
- Ok, chodź spać. - powiedziała i pociągnęła mnie za rekę, wykonałem jej poleceniem, ona szybko zasnęła, a ja się męczyłem. W końcu odpłynąłem do krainy morfeusza.
                                                                       *Mama Rose*
Siedziałam całymi dniami przy niej, a ten chłopak po prostu o niej zapomniał, dzwoniłam do niego przez pierwszy tydzień, bo zdążyłam go nawet polubić, ale nie potrzebnie, chyba zdenerwowały go moje ciągłe sms i telefony, bo zmienił numer telefonu. Trzymałam Rose za rękę i poczułam jak się lekko poruszyła, popatrzyłam na jej twarz i byłam strasznie szczęśliwa kiedy pomału otwierała oczy, pobiegłam po lekarza...
-_____________________________________________________________
Hejka rozdział dodałam wcześniej ale jest strasznie krótki :))


czwartek, 20 marca 2014

ROZDZIAŁ 12

...
Czas dłużył mi się niemiłosiernie, miałem wrażenie, że minęło już przynajmniej kilka godzin, a tak naprawdę czekam na pogotowie niecałe 5 minut. Chwilę później przyjechało pogotowie.
- Proszę jej pomóc. - powiedziałem rozpaczliwym głosem.
- Postaramy się. - odpowiedział. - Mógłbyś nam powiedzieć co się dokładnie stało? - zapytał drugi.
- Nie wiem dokładnie, bo nie widziałem, ale... - nie udało mi się dokończyć, bo mi przerwał.
- To mów jak to się zaczęło. - zaczął mnie pośpieszać.
- Byliśmy na na spacerze i później przyszedł...nie ważne... i się pokłóciliśmy i ona uciekła, wybiegła na ulicę i potrącił ją samochód. - powiedziałem i znowu zacząłem płakać.
- Dobrze, proszę się uspokoić, spróbujemy ją uratować, a pan jedzie z nami i w szpitalu podamy jakieś leki uspakajające. - powiedział i wszedłem razem z nim do karetki, usiadłem koło nieprzytomnej dziewczyny i złapałem ją za rękę. Dosyć szybko dojechaliśmy do budynku, wynieśli ją na noszach, a ja szedłem za nimi i poszedłem razem z jednym z ratowników do jakiegoś pomieszczenia, w którym podał mi lekki i kazał położyć się w sali segregacji. Wytłumaczył mi, że Rose jest na badaniach, bo trzeba było ją zbadać, bo nikt nie wiedział co jej jest. Leżałem na łóżku i po chwili zorientowałem się, że powinienem poinformować o całym zdarzeniu Amandę. Wyciągnąłem telefon z kieszenie spodni, odblokowałem go i wykręciłem numer do przyjaciółki mojej dziewczyny.
- Harry gdzie wy jesteście, czemu Rose nie odbiera telefonu! - krzyknęłam.
- Daj mi wytłumaczyć. - powiedziałem lekko podirytowany, nie wie co się stało i krzyczy, zaczyna mnie denerwować jak Niall, ale nie nikt nie denerwuje tak jak ten koleś. - Jesteśmy w szpitalu, to znaczy Rose ma badania, bo wpadła pod samochód, bo w nią wjechał, oj przyjedź do szpitala to ci powiem, jestem na sali segregacji.
- To tobie też się coś stało? - zapytała przerażona i słyszałem jak płacze.
- Nie. - zaprzeczyłem, podałem jej adres i się rozłączyła mówiąc, że zaraz będzie. Przyjechała po niecałych 20 minutach, ale niestety z Blondynem.
- Co jej się stało! - krzyknęła wbiegając na salę.
- Siadaj i mów ciszej. - rozkazałem, on przeprosiła, a ja jej opowiedziałem co się stało a kiedy skończyłem ona się we mnie wtuliła, byłem przez chwilę zdezorientowany, ale również ją do siebie wtuliłem.
- Jeszcze wrócicie do siebie i wszystko będzie dobrze. - powiedziała pocieszającym głosem szlochając cicho, ja już nie panowałem nad swoimi emocjami i zacząłem płakać chyba głośniej niż wtedy na ulicy. Poczułem czyjąś rękę klepiąca mnie po ramieniu, to był taki gest, który miał mnie najwyraźniej uspokoić i wesprzeć odwróciłem się do osoby z tyłu i zobaczyłem Nialla z lekkim zarysem uśmiechem, takim uśmiechem mówiącym "nie przejmuj się". Zdziwiłem się , ale też lekko się uśmiechnąłem. Do sali wszedł lekarz, który padał Rose i podszedł do mnie.
- Co z nią? - zapytałem przejęty.
- Miała silny wstrząs mózgu, przez to że uderzyła się jak przypuszczam bardzo mocno w głowę, złamane żebra i jest w śpiączce, która może potrwać tydzień, ale nawet i kilka lat, albo całe jej życie. - powiedział, a ja się ZNOWU załamałem, ale co się dziwić. - Proszę się nie martwić, zrobimy wszystko co w naszej mocy. - uśmiechnął się pocieszająco i chciał odejść, ale ja w ostatniej chwili zapytałem się czy mogę do niej iść, on powiedział, że tak ale mamy wchodzić po kolei, po jedną osobę. Wstałem z łóżka i kopnąłem pierwszą rzecz w moim punkcie widzenia, czyli szafkę przy łóżku, ona się zachwiała, ale Horan ją przytrzymał dzięki czemu nie przewróciła się.Wszyscy ludzie z sali popatrzyli na mnie jak na debila, ale z lekkim przerażeniem, ale posłałem im piorujące spojrzenie, a oni wrócili do swoich poprzednich czynności i zajęć. Wyszedłem z sali poszedł do sali, w której leżałam nie przytomna dziewczyna, nie mogłem przestać płakać łzy leciały mi ciurkiem po policzku, wszedłem do środka i usiadłem obok niej na krześle, złapałem mocno za dłoń i pocałowałem delikatnie kosteczki, zewnętrzną i wewnętrzną stronę dłoni. Gdybym mógł cofnąć czas...tak, tak pierdolić to se możesz Styles, wystarczyło myśleć, a nie teraz będziesz mówił co byś zrobił gdyby to się nie zdarzyło.
- Rose, wybudź się, proszę, dla mnie, a jak nie to dla przyjaciół, Amanda jest strasznie roztrzęsiona, Niall też i...i ja też. Kocham cię, przepraszam, obudź się. - zacząłem do niej szeptać, ale kiedy zorientowałem się, że to nic nie daje zaczałęm krzyczeć,
- Rose, kocham cię, obudź się!!!...proszę. - ostatni wyraz szepnąłem i nie mogąc już ustać ze zdenerwowania na nogach znowu opadłem na krzesło. Siedząc tak pomyślałem, ze powinienem zadzwonić do mamy Rose i poinformować o całym zdarzeniu. Nadal siedząc przy łóżku dziewczyny wyciągnąłem telefon i wykręciłem do niej numer, nie wiem skąd go mam, ale się przydał.
- Halo? - usłyszałem damski głos po drugiej stronie.
- Dzień dobry, z tej strony Harry...Harry Styles, chciałem powiedzieć pani, że Rose jest w szpitalu. - powiedziałem płacząc.
- Jak to? Co się stało? - zaczęła panikować.
Opowiedziałem jej całą historie, a ona oznajmiła mi, że jutro wychodzi ze szpitala więc przyjedzie ją odwiedzić i wesprzeć mnie psychicznie. Nie mam pojęcia dlaczego tak powiedziała, pewnie słyszała w jakim jestem stanie i postanowiła być dla mnie WYJĄTKOWO miła, co się rzadko zdarza, może dlatego, że ja jej często nie widzę? Nie zamęczałem się dłużej tymi pytaniami. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi sali i odwróciłem się. Tam stała cała rozmazana Am i chyba chciała wejść i posiedzieć trochę z dziewczyną. Niechętnie wstałem z krzesła i wyszedłem z sali, gestem ręki pokazałem, że może wejść i ponownie opadłem na niebieskie, plastikowe i dosyć niewygodne krzesło szpitalne. Usłyszałem ciche westchnięcie, ale nie zwróciłem na to szczególnie uwagi, teraz w głowie krążyły mi myśli typu. Kiedy się wybudzi? Czy w ogóle się wybudzi? Czy kiedy jutro rano przyjdę (będę tu siedział całą noc), rano czy będę mógł ją przytulić i usłyszeć jej cudowny śmiech i piękną twarz, którą widywałem zawsze po wstaniu jej rano, taki widok kochałem najbardziej, naturalność. Wciąż nie wiem dlaczego się malowała, i tak była piękna i dobrze o tym wiedziała, bo mówiłem jej to codziennie po kilka razy. Chciałbym żeby to wszystko okazało się złym snem...koszmarem. Żeby to była taka nauczka na przyszłość, że lepiej ugryźć się czasami w język i przemilczeć niż powiedzieć za dużo. Usłyszałem stupot nóg, które były coraz bliżej podniosłem głowę i zobaczyłem Ashley.
- Boże Harry co się stało?! - zapytała wystraszona. Ja znowu wybuchłem głośnym płaczem i opuściłem głowę, a Niall opowiedział wszystko Ash, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje lekko ramieniem, podniosłem lekko głowę żeby zobaczyć kto to, była to siostra Rose. Kiedy zobaczyła, że się podniosłem wtuliła się we mnie mocząc mi koszulkę, nie przeszkadzało mi to, nawet nie zwracałem na to uwagi...
__________________________________________________________________________________
Hejka dosyć wcześnie dodałam ten rozdział, jest na pewno dłuższy od poprzedniego, ale nie jest też strasznie długi. Cieszę się z tego, że udało mi się go dzisiaj dodać. Mam do was wielką prośbę po tym jak przeczytacie zosawcie po sobie komentarz, to wiele dla mnie znaczy!!! Dobranoc <333

sobota, 15 marca 2014

ROZDZIAŁ 11

...
- Pójdziemy na spacer. - zapytałam chłopaka i poprawiłam mu bluzkę.
- Możemy iść. - uśmiechnął się i popatrzył wściekle na Nialla. Pewnie gdyby mnie tutaj nie było ponownie by się pobili, ale teraz będzie trzeba być cały czas koło nich i nie zostawiać ich sam na sam.
- To chodź, musisz się przebrać. - powiedziałam i razem weszliśmy na górę zostawiając tam samego Blondyna. Kiedy byliśmy już na górze ja poszłam tylko do Amandy powiedzieć, że wychodzę z Brunetem.
- Am ( skrót od Amanda ) ja wychodzę z Harrym, Niall jest na dole. - powiedziałam, a ona tylko kiwnęła głową na znak zrozumienia.
Wyszłam z jej pokoju i pokierowałam się w stronę sypialni mojej i Hazzy.
- Możemy już iść. - powiedział.
- Okej. - odpowiedziałam, złapałam go za rękę i razem wyszliśmy z pokoju, a następnie z domu.
Postanowiliśmy pójść do parku. Pogoda nam dopisywała, świeciło słońce i powiewał lekko wiatr, dzięki czemu nie było strasznie gorąco. Chodziliśmy po alejkach między drzewami i krzewami rozmawiając się na różne tematy i śmiejąc się, ale oczywiście nasz spokój musiał ktoś przerwać, spacerując tak ktoś popchnął Harrego, gdyby nie, która trzymałam go za rękę i nie wiem jakim cudem utrzymałam go pewnie by się przewrócił.
- Co do cholery! - krzyknął bardzo zdenerwowany odwracając się, a tam stał chłopak z bardzo ciemnymi włosami, a ich kolor wpadał w czarny, brązowe oczy, był ubrany w szare spodnie z opuszczonym krokiem, białą bluzkę, białe conversy i czarną skóra i patrzył na niego złowrogo.
- Kurwa Zayn po co ty tu przyszedłeś. - powiedział Harry.
- Nie przedstawisz mnie swojej dziewczynie? - zapytał patrząc na mnie, a mi zachciało się rzygać kiedy spojrzałam na jego sztuczny i zarazem obleśny uśmiech.
- Spierdalaj. - syknął Loczek
- Styles grzecznie proszę. - powiedział śmiejąc się.
- Ja pierdole jaki debil. - szepnęłam cicho.
- Ooo niegrzeczna, lubię takie. - powiedział, jak on to usłyszał.
- Odwal się od niej Malik i daj nam spokój. - warknął Hazz, złapał mnie za rękę i odeszliśmy od wcześniej wspominanego Zayna Malika.
- Kto to był? - zapytałam.
- Nie ważne. - powiedział.
- No powiedz. - powiedziałam.
- Kurwa powiedziałem nikt ważne! - krzyknął.
- Aha. - szepnęłam, puściłam jego dłoń i  przyśpieszyłam kroku.
- Rose, zaczekaj! - krzyknął Harry i podbiegł dotrzymując mi kroku.
- Nie Harry, mam dosyć tego, że całą swoją złość przelewasz na mnie! - krzyknęłam. - Mógłbyś się czasami opanować i pomyśleć zanim coś powiesz...albo krzykniesz. - powiedziała i nie wiem dlaczego, ale łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Rose, przepraszam. - szepnął i próbował mnie do siebie przytulić, ale ja się cofnęłam.
- Czy teraz już będzie tak zawsze, czy zawsze tak będzie kiedy coś będzie cię denerwować będziesz się wyrzywać na mnie, mam tego dość zróbmy sobie przerwę. - powiedziałam.
- Nie. - zaprzeczył. - Proszę, nie. - szepnął i jedna łza poleciała mu po policzku, ale szybko ją otarł udając silnego.
- Tak Harry, tak. - szepnęłam i pobiegłam. On dalej stał jak wmurowany, a po chwili usłyszałam jak krzyczy.
- Kurwa jak zawsze coś spieprzysz, jaki z ciebie debil!!! - zaczął się drzeć i padł na kolana, nie widziałam co stało się dalej, bo usłyszałam głośny pisk opon, klakson, a następnie mocny ból głowy, a później nie widziałam już nic.
                                                                     *HARRY*
Padłem na kolana i zacząłem płakać , a niby co innego miałem zrobić kiedy osoba, jedyna osoba która mi ostałą i którą tak bardzo kochałem zostawiła mnie. Podniosłem szybko głowę kiedy usłyszałem głośny pisk opon i się przeraziłem na ulicy leżała nieprzytomna Rose. Podbiegłam szybko do miejsca wypadku i głośno płacząc zadzwoniłem na pogotowie...
_________________________________________________________________________________
Hejka, przepraszam że taki krótki i tak późno dodałam, ale teraz nie mam czasu na nic...za dużo nauki... Prezpraszam was za to, ale będę starać się go dodawać co tydzień, ale nie obiecuję. 



środa, 5 marca 2014

ROZDZIAŁ 10

...
Wstałam dzisiaj koło 12. Niestety obok mnie nie było już Harrego. Niechętnie wstałam i od razu pokierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam prysznic. Włosy związałam w niedbałego koka. Owinięta ręcznikiem wyszłam i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam odpowiedni zestaw. Znowu weszłam do pomieszczenia i szybko się ubrałam. Zrobiłam lekki makijaż, tj, pomalowałam rzęsy i zrobiłam kreski eyelinerem. Zbiegłam na dół, a tam nie był sam Harry. Czekali, chyba najwyraźniej na mnie, Amanda z Niallem, wtuleni w siebie. Uśmiechnęłam się do nich szeroko i podbiegłam do dziewczyny, a następnie mocno ją przytuliłam.
- Tęskniłam, tak strasznie, długo się nie widziałyśmy. - szepnęłam i obie się rozpłakałyśmy.
- Ja też, wyładniałaś. - powiedziała i się zaśmiałyśmy.
- Dzięki, ty też.
Odkleiłam się od niej i kiedy spojrzałam na Blondaska zachciało mi się płakać. Wróciło tyle wspomnień, może ja go wciąż kochałam? Nie, to nie możliwe, kocham Harrego. Jestem tego pewna, nie czułam się przy Niallu tak samo jak kiedyś, teraz tak się czuję przy Harrym.
 - Hej Nialler. - powiedziałam i go przytuliłam.
- Cześć, ślicznotko. - powiedział, pogłaskał mnie po głowie, a ja wybuchnęłam śmiechem.
Podeszłam do Loczka i wpiłam się w jego usta, tak od razu, ponieważ widziałam jaki jest zazdrosny kiedy przytulałam Nialla.
- Cześć kochanie jak się spało? - zapytał Hazz.
- Dobrze, ale ciebie tam nie było. - powiedziałam i zrobiłam smutną minkę., a on się szeroko uśmiechnął. - A teraz pytanie do was, nie mieliście przyjechać jutro? - zapytałam.
- Mieliśmy, ale znalazłam wcześniejszy lot. - powiedział Niall i lekko się uśmiechnął.
- To co chcecie na śniadanie? - klasnął w dłonie Harry.
- Zrób coś dobrego. - powiedziałam. - Albo nie, mam ochotę na naleśniki, z bitą śmietaną i owocami. - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, wiedziałam że on nie lubi tego robić, ale jest Niall i chce pokazać mi się od jak najlepszej strony.
- No dobrze. - powiedział uśmiechając się. 
- Cieszę się, ja pójdę pokazać im pokój. - powiedziałam i we trójkę wbiegliśmy na górę. Weszłam do jednego z ładniejszych pokoi gościnnych.
- Może być? - zapytałam.
- Jasne. - odpowiedzieli równo.
- Dobra to wy sie rozpakujcie a ja pójdę pomóc Harremu. - powiedziałam i wyszłam.
- Wreszcie co ty tam robiłaś? - zapytał. Był strasznie poważny.
- Harry przestań mieć jakies pieprzone podejrzenia, ja nie jestem dziwką i cię nie zdradzę. - powiedziałam i wyciągnęłam z lodówki śmietanę, z której zamierzałam zrobić bitą śmietanę.
- Jejku Rose, nie chodzi o to, przecież to nie moja wina, że jestem o ciebie zazdrosny. - powiedział.
- Ale nie masz o co. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek, po czym się uśmiechnęłam.  - Dasz spokój? - uniosłam brwi do góry.
- Spróbuję. - uśmiechnął się.
20 minut później wszyscy razem siedzieliśmy przy stole i jedliśmy śniadanie.
- Kochanie jadę do mamy, jedziesz ze mną? - zapytałam.
- Pewnie. - odpowiedział równo z Niallem. Spojrzałam wystraszona na Blondaska i na Loczka, który patrzył na niego wzrokiem mordercy.
- Przepraszam, pomyliłem się. - powiedział i spuścił głowę.
- Jak to się pomyliłeś, dobrze się kurwa czujesz! Jak można pomylić się w takich sprawach i jak przy swojej dziewczynie! Nie pamiętasz, że to ja jestem nią, a z Rose zerwaliście prawie 1 rok temu! - krzyknęłam i ze łzami w oczach pobiegła na górę.
- Rose... - szepnął Irlandczyk.
- Niall, nie teraz. - powiedziałam i pobiegłam za moją przyjaciółką.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że zostawienie Nialla i Harrego sam na sam, będzie złym pomysłem.
- Amanda, mogę wejść? - zapytałam wychylając głowę za drzwi do pokoju.
- Jasne. - usiadłam koło niej i na początku przytuliłam, a później zaczęłam swój monolog.
- Słuchaj, ja nie chcę nic mówić, ale może mu jest po prostu ciężko przyzwyczaić do tego, że nie jesteśmy razem. Ja wiem, źle postąpił, ale my byliśmy ze sobą, wiem to trochę śmieszne, ale kiedy skończyliśmy 8lat byliśmy już razem. To teraz sobie policz ile to jest lat. Zerwaliśmy, to znaczy chyba bardziej ja zerwałam kiedy mieliśmy po 15 lat, tak, to było 1 rok temu, ale my razem byliśmy 7. Także nie denerwuj się, on wie że źle zrobił. - powiedziałam, i pocałowałam ją w policzek i mocno przytuliłam.
- Ja wiem, ale to jest takie dziwne, jakbyś się czuła ty gdyby twój chłopak powiedział to swojej byłej, a zarazem twojej przyjaciółki, no może nie powiedział, a zrobił takie coś jak Niall, pewnie też byś od razu pomyślała, że on dalej ją kocha. - powiedziała dalej tkwiąc w moim uścisku.
- Gdyby mnie dalej kochał, nie pokochałby ciebie. - powiedziałam,a ona się delikatnie uśmiechnęła. Gadałybyśmy dalej, ale usłyszałyśmy huk z dołu.
- Kurwa, nie pomyślałam! - krzyknęłam i zbiegłam na dół, a tam zastałam widok, którego się spodziewałam, ale dalej byłam strasznie zdenerwowana.
Harry razem z Niallem okładali się na wzajem pięściami. Blondas miał rozcięty łuk brwiowy i podbite oko, a Loczek miał również rozcięty łuk, i wielkiego siniaka na policzku. Nie wiedziałam co robić, zatkało mnie. Po chwili przybiegła Amanda i również stała jak słup. Kiedy Harry spojrzał na mnie dostał z całej siły od Nialla i upadł na podłogę, on usiadł na nim i zaczął go bić, ale role szybko sie odwróciły i teraz to Niall był bity. Dopiero chwilę potem zorientowałam się co się dzieje. Podbiegłam do nich i zaczęłam rozdzielać.
- Harry, proszę puść go. - szepnęłam mu na ucho, mocno przytuliłam i pocałowałam w policzek. Jego mięśnie sie rozluźniły, ale dalej siedział na Irlandczyku. Moja przyjaciółka podbiegła do swojego chłopaka i pomogła mu się jakoś wydostać spod Harrego, mocno sie w niego wtuliła co on odwzajemnił. Odkleiłam sie od chłopaka i powiedziałam,
- Obaj, siadajcie na kanapie, ja pójde po apteczka, a ty Amanda pilnuj ich. - powiedziałąm i pobiegłam do łazienki, po to aby wrócić z apteczką. Położyłam ją pomiędzy chłopakami i każda z nas opatrywała swojego. Po jakimś czasie postanowiłam wyjaśnić sprawę.
- Po co to kurwa było! - wydarłam się na co wszyscy podskoczyli.
- Co? - zapytali głupio chłopcy.
- Ja pierdole, takie z was debile, czy tylko udajecie?! - zapytała Amanda.
- To Niall, zaczął. Ja się powstrzymałem tak jak prosiłaś! - krzyknął Harry.
- Niby dlaczego jego wina, co on takiego zrobił? - zapytała Amanda.
- Nie mogę powiedzieć, bo nie jestem taki jak on, ale to on pierwszy się na mnie rzucił i zaczął mnie wyzywać, bo...bo...bo...a zresztą nie ważne. - machnął ręką.
- Mów. - rozkazała.
- Nie bo będzie ci przykro. - powiedział.
- Powiedz.
- No bo kiedy, weszłyście na górę to on zaczął mi mówić, że mam zostawić Rose, że ona jest jego i...i....- zatkało go, pewnie chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymał i przeszedł do innych rzeczy. - i... ja mu oddałem i zaczęliśmy się bić. - wytłumaczył.
- Niall, czy ty mnie kochasz? - zapytała ze łzami w oczach.
- Sam nie wiem. - powiedział i spuścił głowę. Ona już nic nie powiedziała tylko opatrzyła mu twarz i bez słowa poszła na górę.
Podniosłam koszulkę Harrego do góry i zobaczyłam pełno siników i zadrapań.
- Boże. - pisnęłam. - Niall podnieś koszulkę. - rozkazałam. Podniósł ją i nie miał ani jednego siniaka.
- Ja pierdziele Hazz, to są stare siniaki?
- Nie.
- To kurwa dlaczego Niall nie ma żadnego, a ty masz ich pełno!
- Bo tylko debile w takich bójkach biją po brzuchu. - wzruszył ramionami i spojrzał groźnie na Nialla.
- Czemu go tak pobiłeś? - syknęłam.
- Bo mi ciebie zabrał.
- Ale my już od dawna nie jesteśmy razem. - warknęłam i zaczęłam przeglądać jego brzuch. - Harry nie jest najgorzej. - powiedziałam, wstałam i pocałowałam go w usta...
_________________________________________________________________________________
A więc tak, wreszcie dodałam rozdział 10!!! Jestem zadowolona tylko i wyłącznie z tego, że dodałam go!
Nie jestem zadowolona z tego jak ten rozdział wyszedł i z tego jakiej jest długości ;) Tak jak mówiłam nie wiem kiedy dodam nastepny :))